18 września
46 lat temu odeszła jedna z największych postaci w dziejach muzyki rockowej...
Tak jego ostatnie chwile opisał w swym felietonie Włodzimierz Kalicki
18
IX 1970: W czerwonym winie
Jimi
Hendrix i jego narzeczona Monika Danneman nie zauważają, że mija
północ. Zajęci są sobą. Za nimi całkiem niezły dzień:
włóczenie się godzinami po Londynie, przesiadywanie w kafejkach,
zakupy. Wrócili do mieszkania Moniki w dzielnicy Notting Hill
wieczorem, o wpół do dziewiątej. Hendrix mieszka u Moniki, ale w
trasy koncertowe wyrusza sam. Niebieskooka blondynka z Niemiec, była
łyżwiarka figurowa, miała czekać na jego powrót. I czekała
zawsze cierpliwie, choć o narkotycznych imprezach, nieustannych
damskich podbojach słynnego wirtuoza gitary krążyły po światku
muzycznym niesamowite, smakowite opowieści.
Teraz
ma go jednak tylko dla siebie. Po powrocie Monika ugotowała
spaghetti. Wypili butelkę wina, rozmawiali o przyszłości, o
małżeństwie. Potem przygotowali kąpiel i zanurzyli się w wannie.
Jimi umył Monice włosy i przenieśli się do łóżka.
Czas
płynie leniwie, oboje nieustannie popijają. Dochodzi druga w nocy,
Hendrix zbiera się i oznajmia Monice, że musi wyjść na spotkanie
ze znajomymi. Prosi ją, by go odwiozła. Na miejscu umawia się z
Moniką, że wróci po niego za mniej więcej godzinę. Ze znajomymi
Hendrix popala marihuanę, zażywa amfetaminę, pije wino.
O
umówionej porze Monika przyjeżdża i zabiera Jimiego do domu.
Hendrix pokazuje jej fiolkę z jakimiś narkotykami, które dostał
od znajomych, i wyrzuca je. Monika przygotowuje mu kanapkę z
tuńczykiem. Popijają wino i idą do łóżka. Potem słuchają
muzyki, znów piją wino. Do snu zbierają się dopiero o siódmej
rano. Monika bierze proszki nasenne i zasypia od razu. Z Hendriksem
nie jest tak prosto. Pobudzony amfetaminą nie może zasnąć. Łyka
dziewięć pigułek środka usypiającego Vesparax używanego przez
Monikę i poprawia pigułką innego barbituratu - Seconalu. Wreszcie
zasypia.
Monika
budzi się o 10.20 rano. Nie ma już papierosów i zbiera się do
wyjścia. Wie jednak, że Jimi nie cierpi, gdy wychodzi z domu
ukradkiem. Wraca do niego, by powiedzieć, że wyskakuje tylko na
chwilkę. Hendrix śpi. Monika budzi go, ale bezskutecznie. Dostrzega
ślady wymiocin w jego ustach i w nosie. Jimi rzęzi. Monika potrząsa
nim, ale Jimi jest nieprzytomny. Spanikowana dzwoni do przyjaciela
Hendriksa, frontmana The Animals Erica Burdona. Potem do kolejnych
przyjaciół i znajomych. Radzą jej, by czym prędzej usunęła z
mieszkania narkotyki Jimiego i wzywała pogotowie. Monika niezbornie
miota się w poszukiwaniu prochów, wreszcie dzwoni po karetkę.
Lekarz
zjawia się w mieszkaniu o 11.20. Przy łóżku zauważa opakowanie
po środku nasennym, w którym brakuje dziewięciu pigułek.
Sanitariusze i Monika wyprowadzają konającego muzyka w pozycji
pionowej, trzymając go pod ramionami. Jest prawie nagi, tylko na
biodrach ma jakąś bieliznę, a dookoła szyi owiniętą bluzę.
Głowa Hendriksa bezwładnie opada. Karetka jedzie do St. Mary Abbots
Hospital na Kensington 25 minut. W szpitalu sanitariusze przekładają
Jimiego na wózek i wiozą do wielkiego pomieszczenia w izbie
przyjęć.
Doktor
John Bannister nie wyczuwa tętna. Zauważa ślady wymiocin w ustach
i w nosie. Gdy próbuje je oczyścić, z ust wylewa się czerwone,
nieprzetrawione wino. Dr Bannister, jeszcze jeden lekarz i zespół
pielęgniarek biorą się do roboty. Metalową ssawką długości 18
cali lekarze usiłują oczyścić drogi oddechowe, ale zaraz zalewa
je czerwone wino z żołądka Jimiego. Podłączają monitor i
stwierdzają, że akcja serca ustała. Po
półgodzinie lekarze się poddają. Nie mają pojęcia, że leżący
przed nimi niespełna trzydziestoletni, półnagi, martwy Murzyn z
kędzierzawą fryzurą afro był geniuszem gitary, być może
najwybitniejszym gitarzystą rockowym wszech czasów, artystą, który
zrewolucjonizował grę na tym instrumencie. Konstatują, że
nieznany mężczyzna nie zmarł wskutek zażycia tabletek nasennych;
dziewięć pigułek to dawka duża, ale nie śmiertelna. Dr Bannister
uznaje, że po wzięciu tabletek zmarły musiał dostać odruchu
wymiotnego. Ale wskutek działania tabletek był bardzo senny i nie
koordynował swych odruchów - w czasie wymiotowania czerwonym winem
wykonywał jednocześnie wdechy. Udusił się własnymi wymiocinami.
O śmierci gwiazdy szybko dowiadują się londyńscy reporterzy.
Wieczorem stateczny "The Times" kończy przygotowywać do
druku artykuł "Kluczowa postać w rozwoju muzyki pop":
"Jimi Hendrix, muzyk pop, zmarł wczoraj w Londynie.
Jeżeli Bob Dylan był człowiekiem, który odmienił teksty muzyki
pop tak dalece, że po nim mogły one zajmować się innymi tematami
niż tylko miłość nastolatków, to Jimi Hendrix był daleko
bardziej odpowiedzialny za muzyczną metamorfozę, którą pop
przeszedł w ostatnich trzech latach (...) Jego granie było
zakorzenione w bluesowym stylu BB Kinga, ale zostało unowocześnione
przez użycie wzmacniacza jako narzędzia muzycznego. Często
komponował swą grę z pasm dźwięków sprzężenia zwrotnego,
oplatających swobodnie ulatujący bas i perkusję. Cały dźwięk
grupy Hendriksa, luźny, improwizowany i boleśnie głośny, był
rewolucyjny i natychmiast zmienił styl gry współczesnych
gitarzystów. Jako śpiewak i kompozytor był jednym z pierwszych
czarnych muzyków, którzy spożytkowali urządzenia elektroniczne
oferowane przez muzykę rockową, i jego pieśni i głos, będące pod
dużym wpływem Dylana, stworzyły być może pierwszą skuteczną fuzję bluesa i białego popu"