niedziela, 18 września 2016

18 września

46 lat temu odeszła jedna z największych postaci w dziejach muzyki rockowej...

Ilustracja

Tak jego ostatnie chwile opisał w swym felietonie Włodzimierz Kalicki

18 IX 1970: W czerwonym winie
Jimi Hendrix i jego narzeczona Monika Danneman nie zauważają, że mija północ. Zajęci są sobą. Za nimi całkiem niezły dzień: włóczenie się godzinami po Londynie, przesiadywanie w kafejkach, zakupy. Wrócili do mieszkania Moniki w dzielnicy Notting Hill wieczorem, o wpół do dziewiątej. Hendrix mieszka u Moniki, ale w trasy koncertowe wyrusza sam. Niebieskooka blondynka z Niemiec, była łyżwiarka figurowa, miała czekać na jego powrót. I czekała zawsze cierpliwie, choć o narkotycznych imprezach, nieustannych damskich podbojach słynnego wirtuoza gitary krążyły po światku muzycznym niesamowite, smakowite opowieści.
Teraz ma go jednak tylko dla siebie. Po powrocie Monika ugotowała spaghetti. Wypili butelkę wina, rozmawiali o przyszłości, o małżeństwie. Potem przygotowali kąpiel i zanurzyli się w wannie. Jimi umył Monice włosy i przenieśli się do łóżka.
Czas płynie leniwie, oboje nieustannie popijają. Dochodzi druga w nocy, Hendrix zbiera się i oznajmia Monice, że musi wyjść na spotkanie ze znajomymi. Prosi ją, by go odwiozła. Na miejscu umawia się z Moniką, że wróci po niego za mniej więcej godzinę. Ze znajomymi Hendrix popala marihuanę, zażywa amfetaminę, pije wino.
O umówionej porze Monika przyjeżdża i zabiera Jimiego do domu. Hendrix pokazuje jej fiolkę z jakimiś narkotykami, które dostał od znajomych, i wyrzuca je. Monika przygotowuje mu kanapkę z tuńczykiem. Popijają wino i idą do łóżka. Potem słuchają muzyki, znów piją wino. Do snu zbierają się dopiero o siódmej rano. Monika bierze proszki nasenne i zasypia od razu. Z Hendriksem nie jest tak prosto. Pobudzony amfetaminą nie może zasnąć. Łyka dziewięć pigułek środka usypiającego Vesparax używanego przez Monikę i poprawia pigułką innego barbituratu - Seconalu. Wreszcie zasypia.
Monika budzi się o 10.20 rano. Nie ma już papierosów i zbiera się do wyjścia. Wie jednak, że Jimi nie cierpi, gdy wychodzi z domu ukradkiem. Wraca do niego, by powiedzieć, że wyskakuje tylko na chwilkę. Hendrix śpi. Monika budzi go, ale bezskutecznie. Dostrzega ślady wymiocin w jego ustach i w nosie. Jimi rzęzi. Monika potrząsa nim, ale Jimi jest nieprzytomny. Spanikowana dzwoni do przyjaciela Hendriksa, frontmana The Animals Erica Burdona. Potem do kolejnych przyjaciół i znajomych. Radzą jej, by czym prędzej usunęła z mieszkania narkotyki Jimiego i wzywała pogotowie. Monika niezbornie miota się w poszukiwaniu prochów, wreszcie dzwoni po karetkę.
Lekarz zjawia się w mieszkaniu o 11.20. Przy łóżku zauważa opakowanie po środku nasennym, w którym brakuje dziewięciu pigułek. Sanitariusze i Monika wyprowadzają konającego muzyka w pozycji pionowej, trzymając go pod ramionami. Jest prawie nagi, tylko na biodrach ma jakąś bieliznę, a dookoła szyi owiniętą bluzę. Głowa Hendriksa bezwładnie opada. Karetka jedzie do St. Mary Abbots Hospital na Kensington 25 minut. W szpitalu sanitariusze przekładają Jimiego na wózek i wiozą do wielkiego pomieszczenia w izbie przyjęć.
Doktor John Bannister nie wyczuwa tętna. Zauważa ślady wymiocin w ustach i w nosie. Gdy próbuje je oczyścić, z ust wylewa się czerwone, nieprzetrawione wino. Dr Bannister, jeszcze jeden lekarz i zespół pielęgniarek biorą się do roboty. Metalową ssawką długości 18 cali lekarze usiłują oczyścić drogi oddechowe, ale zaraz zalewa je czerwone wino z żołądka Jimiego. Podłączają monitor i stwierdzają, że akcja serca ustała. Po półgodzinie lekarze się poddają. Nie mają pojęcia, że leżący przed nimi niespełna trzydziestoletni, półnagi, martwy Murzyn z kędzierzawą fryzurą afro był geniuszem gitary, być może najwybitniejszym gitarzystą rockowym wszech czasów, artystą, który zrewolucjonizował grę na tym instrumencie. Konstatują, że nieznany mężczyzna nie zmarł wskutek zażycia tabletek nasennych; dziewięć pigułek to dawka duża, ale nie śmiertelna. Dr Bannister uznaje, że po wzięciu tabletek zmarły musiał dostać odruchu wymiotnego. Ale wskutek działania tabletek był bardzo senny i nie koordynował swych odruchów - w czasie wymiotowania czerwonym winem wykonywał jednocześnie wdechy. Udusił się własnymi wymiocinami. O śmierci gwiazdy szybko dowiadują się londyńscy reporterzy. Wieczorem stateczny "The Times" kończy przygotowywać do druku artykuł "Kluczowa postać w rozwoju muzyki pop": "Jimi Hendrix, muzyk pop, zmarł wczoraj w Londynie. Jeżeli Bob Dylan był człowiekiem, który odmienił teksty muzyki pop tak dalece, że po nim mogły one zajmować się innymi tematami niż tylko miłość nastolatków, to Jimi Hendrix był daleko bardziej odpowiedzialny za muzyczną metamorfozę, którą pop przeszedł w ostatnich trzech latach (...) Jego granie było zakorzenione w bluesowym stylu BB Kinga, ale zostało unowocześnione przez użycie wzmacniacza jako narzędzia muzycznego. Często komponował swą grę z pasm dźwięków sprzężenia zwrotnego, oplatających swobodnie ulatujący bas i perkusję. Cały dźwięk grupy Hendriksa, luźny, improwizowany i boleśnie głośny, był rewolucyjny i natychmiast zmienił styl gry współczesnych gitarzystów. Jako śpiewak i kompozytor był jednym z pierwszych czarnych muzyków, którzy spożytkowali urządzenia elektroniczne oferowane przez muzykę rockową, i jego pieśni i głos, będące pod dużym wpływem Dylana, stworzyły być może pierwszą skuteczną fuzję bluesa i białego popu"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz