środa, 20 listopada 2013

20 listopada


Już od pięciu lat nie ma go z nami...widocznie w zaświatach komuś zaciął się jakiś zamek szyfrowy skoro Najwyższy zdecydował się powołać Jana Machulskiego do siebie. Pozostało po nim wiele znakomitych ról...mecenas Kozakiewicz w "Polskich Drogach", ochmistrz Wolski  w"Królowej Bonie", major Walenda w "Psach", Kwintek w "Kingsajzie", Hagen  w "Vincim", a przede wszystkim Tadeusz Kwinto w obu częściach "Vabanku". Talent artystyczny, choć nie aktorski a reżyserski odziedziczył po nim i jego żonie Halinie (również aktorce) ich syn - Juliusz. Te trzy ostatnie tytuły to właśnie jego dzieła.

niedziela, 17 listopada 2013

17 listopada

144 lata temu oddano do użytku Kanał Sueski. Ta droga morska będąca jedną z najważniejszych na świecie została wybudowana w latach 1859-1869 po kierunkiem francuskiego dyplomaty i inżyniera Ferdynanda de Lessepsa. Sam pomysł nie był nowy; myślano już o nim w starożytności, mało tego, podobny kanał zbudowano za panowania faraona Necho II (609-594 p.n.e). Jednak w VIII w. za panowania kalifa Al Mansura został on zamknięty i zasypały go z czasem piaski pustyni. Z okazji otwarcia Kanału Sueskiego rządzący wówczas Egiptem kedyw Ismail  Pasza zamówił u Giuseppe Verdiego operę opartą na motywach z historii starożytnego Egiptu. Niestety kompozytor nie zdążył , a dodatkowo skomplikowała się sytuacja polityczna na świecie i jedno z jego arcydzieł - "Aida" miało swoją premierę w Kairze, tam gdzie planowano ją wystawić lecz dopiero 24 grudnia 1871 r.  Jak wyglądała uroczystość otwarcia Kanału Sueskiego możemy przeczytać poniżej w znakomitym felietonie Włodzimierza Kalickiego, który ozdabia pochodząca z 1881 r. grafika przedstawiająca "bohatera" dzisiejszego wpisu.




17 XI 1869

Płyniemy przez piaski
Rozbawione tłumy nawet nie zauważają, że mija północ. Na siedemdziesięciu ośmiu okrętach obwieszonych barwnymi lampionami i flagami bawią się monarchowie, ministrowie, ambasadorzy, arystokraci z całej Europy. Najlepsze orkiestry wojskowe przygrywają do modnych tańców, leją się strugi szampana. Lampiony zdobią też nadbrzeża. Tam trwa wielki festyn dla ludu. Dziesiątki tysięcy oczu wpatrują się we wspaniały pokaz ogni sztucznych. Europejska śmietanka i egipski lud świętują niebywały triumf zachodniej cywilizacji - ukończenie budowy wielkiego kanału łączącego Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym i dalej z Oceanem Indyjskim.
Zaczyna się drugi, najważniejszy, dzień uroczystości otwarcia Kanału Sueskiego. Zorganizowali ją kedyw Ismail, jako gospodarz Egiptu, i francuskie Towarzystwo Kanału Sueskiego kierowane przez budowniczego Ferdynanda wicehrabiego de Lessepsa. Przez wiele miesięcy organizatorzy drukowali w prasie całej Europy anonse o tej uroczystości. Rozesłano po całym świecie kilkanaście tysięcy imiennych zaproszeń. Nie zapomniano nawet o dworach Chin i Japonii.
W Aleksandrii, Kairze i Ismailii, gdzie mają się odbyć główne ceremonie, wybudowano mnóstwo luksusowych hoteli. Kedyw Ismail sprowadził z całej Europy setki najlepszych kucharzy, tysiące pokojówek i kelnerów. Zbudował z Kairu do piramid luksusową szosę, tak by goście mogli je zobaczyć bez nadmiernego zmęczenia. W Ismailii zaś, gdzie postanowił oficjalnie podjąć tysiące gości, zbudowano przepyszny, ogromny pałac. U wybitnego włoskiego kompozytora Giuseppe Verdiego kedyw zamówił operę na motywach historii Egiptu. Specjalnie na światową prapremierę zbudował w Kairze wspaniały teatr. Niestety, Verdi zawalił sprawę i "Aidy" nie skończył na czas. Żeby uniknąć kompromitacji, wczoraj wystawiono w kairskim teatrze jego "Rigoletto".
Od tygodni nie ma miejsc na statkach regularnej żeglugi między Europą a Egiptem. Towarzystwa okrętowe uruchomiły dziesiątki dodatkowych rejsów.
Przed czterema dniami do Port Saidu przypłynęła holenderska para panująca - Zofia i Henryk. Na pokładzie swego jachtu "Marussah" osobiście powitał ich kedyw. Potem niemal co godzinę do Port Saidu wpływał kolejny reprezentacyjny jacht albo okręt wojenny; uroczyste salwy oznajmiły przybycie cesarza austriackiego Franciszka Józefa, księcia Walii, kronprinza pruskiego Fryderyka Wilhelma, wielkiego księcia Michała reprezentującego cara Aleksandra II i innych szlachetnie urodzonych wysłanników europejskich dynastii panujących. Przybywali także reprezentanci wszystkich krajów muzułmańskich, zwykle w otoczeniu ogromnych świt i tłumów służby.
Wczoraj o godzinie 11 do portu wpłynął cesarski jacht Francji "Aigle" z żoną Napoleona III cesarzową Eugenią. Wszystkie okręty po kolei witały cesarzową uroczystym salutem. Przybyła jako ostatnia, ale była gościem najważniejszym. Wedle przepisów dworskiej etykiety jej osoba miała rangę równą osobie cesarza Franciszka Józefa, ale oficjalne pierwszeństwo przypadło jej jako damie i jako reprezentantce Francji, kraju, który w istocie zbudował Kanał Sueski.
Z 6 tysięcy gości oficjalnie zaproszonych z Europy, którzy do dziś zjawili się w Port Saidzie, największą ciekawość ponad setki dziennikarzy i reporterów wzbudza algierski emir Abd el-Kader przybyły z emigracji w imperium otomańskim. To najwybitniejsza postać w całym świecie arabskim. Do 1847 roku był legendarnym przywódcą walki Algierczyków z wojskami francuskimi. Następne pięć lat był internowany we Francji. Pojawienie się emira w Egipcie na uroczystościach firmowanych przez Francję jest ogromnym sukcesem politycznym i propagandowym Paryża. Władze francuskie tak ułożyły scenariusz uroczystości otwarcia kanału, by przedstawić to wielkie dzieło jako symbol nowego przymierza Zachodu ze Wschodem, Europy ze światem muzułmańskim. Na plaży nad brzegiem kanału zbudowano ogromną trybunę dla gości honorowych, zaś po obydwu jej stronach dwa ołtarze dla modłów katolickich i muzułmańskich. Wczoraj cesarzowa Eugenia w towarzystwie cesarza Franciszka Józefa zasiadła na trybunie w otoczeniu setek dygnitarzy. Najpierw wysłuchała modłów muftiego Kairu, potem jej osobisty kapelan odśpiewał "Te Deum", a legat papieża przemówił uroczyście, sławiąc dzieło Francji i jej syna - Ferdynanda de Lessepsa.
Bo też Kanał Sueski jest dziełem niemającym sobie równych. Od kwietnia 1859 roku, gdy Lesseps uroczyście wykopał pierwszą łopatę piasku, najpierw dziesiątki tysięcy fellachów z motykami, a potem, po zniesieniu w Egipcie pracy przymusowej, wielkie koparki, pogłębiarki i taśmociągi konstruowane we Francji wykopały w piaskach pustyni, bagnach i skałach 173-kilometrową rynnę szerokości 22 metrów i głębokości 8 m. Dzieło to stworzyli inżynierowie wielu nacji, także Polacy, pod kierownictwem Ferdynanda de Lessepsa.
Teraz szef budowy stulecia patrzy na pokładzie "Aigle" na tańce cesarzowej i jej gości, popija szampana, ale jest wyraźnie nieobecny duchem. Gdy tylko fajerwerki na niebie zajmują uwagę zebranych, dyskretnie odpływa łodzią na brzeg i pędzi do swego biura. O drugiej w nocy nadchodzi wiadomość, na którą czekał od kilku dni - skały wybrano! Przed dwoma tygodniami na ukończonym już odcinku kanału nieoczekiwanie runęły doń skały z brzegu, zatopiły pogłębiarki i zatarasowały tor wodny. Lesseps zataił nieszczęście. Polecił potajemnie za wszelką cenę odblokować kanał. I udało się - na sześć godzin przed pierwszym uroczystym rejsem.
Zmęczony Lesseps wychodzi o trzeciej nad ranem z biura, gdy przybiega goniec z kolejną hiobową wieścią. "Latif", fregata kedywa płynąca z Ismailii, zawadziła o brzeg i utknęła, blokując kanał. Holownik nie daje rady jej oswobodzić. A więc jednak za kilka godzin gospodarzy czeka niebotyczna kompromitacja? Zdenerwowany kedyw rozkazuje wysadzić swój reprezentacyjny okręt w powietrze. Może goście wezmą eksplozję za kolejną fajerwerkową atrakcję? Lesseps sprzeciwia się - wrak może przysporzyć więcej kłopotów niż cały okręt. Kedyw wysyła tysiąc marynarzy z linami i ten tysiąc okazuje się skuteczniejszy od holownika. "Latif" płynie dalej.
Jest już jasno, gdy na pokładach kończy się zabawa. Goście drzemią godzinkę, dwie, zmieniają toalety i znów wychodzą na pokłady. Punktualnie o 8 rano grzmią setki armat okrętowych, orkiestry grają marsze i "Aigle" uroczyście wpływa na wody kanału. Za nim kolejno 77 okrętów. Nad mostkiem kapitańskim "Aigle" rozpięto wielki namiot. Pod nim siedzi cesarzowa Eugenia w towarzystwie Lessepsa. Rzecz charakterystyczna - cesarzowa nie zaprosiła na pokład kedywa Ismaila. Na brzegach stoją tłumy robotników, którzy zbudowali kanał, turystów z Europy, beduinów na wielbłądach. Wiwaty, pozdrowienia. Na pokładzie pruski następca tronu arcyksiążę Fryderyk Wilhelm notuje w swym dzienniku: "Stoimy wobec cudownego dzieła naszego stulecia... Oby i Niemcy mogły się wkrótce poszczycić podobnymi osiągnięciami na polu komunikacji".
Na jeziorze Timsah kolumnę okrętów z Port Saidu spotyka grupa okrętów egipskich płynących z Suezu. Wszyscy zatrzymują się na noc w Ismailii. O zmroku kedyw wydaje ogromny bal w swym nowym pałacu. Są pokazy folkloru, jest przejażdżka na wielbłądach po piaskach pustyni. W pałacu okazuje się, że połowa z sześciu tysięcy honorowych gości nie ma na czym siedzieć. Nie szkodzi - i tak wszyscy muszą wstać. Słudzy wnoszą płaskie, skórzane pudła i cesarzowa Eugenia dekoruje najbardziej zasłużonych budowniczych. Lesseps otrzymuje Wielki Krzyż Legii Honorowej. Wśród odznaczonych Legią Honorową jest też Polak, inżynier Stanisław Janicki. 



piątek, 8 listopada 2013

8 listopada
Dziś mija 90 lat od pierwszej, nieudanej próby przejęcia władzy w Niemczech przez pewnego austriackiego kaprala, weterana I wojny światowej...innemu weteranowi tego konfliktu udało się to we Włoszech rok wcześniej.  Można by się zastanawiać, co by było gdyby tzw. pucz monachijski się powiódł. Być może wielki kryzys końca lat 20 doprowadziłby do upadku Hitlera...być może tak jak jego idol - Mussolini przetrwałby go, a II wojna światowa rozpoczęła by się wcześniej...może jej wynik byłby inny gdyby wybuchła za życia Piłsudskiego...może, gdyby.....koniec końców niepowodzenie akcji z 1923 r. spowodowało iż Hitler dostał czas na stworzenie swojego programu politycznego  czyli "Mein Kampf" i na przygotowanie gruntu pod nową próbę przejęcia władzy co udało mu się na drodze legalnej 10 lat później...co było dalej wszyscy już wiemy...zerwanie postanowień traktatu wersalskiego...Anschluss...polityka appeasementu która miast uchronić świat przed nową wojną przyczyniła się do jej wybuchu...a w 15 rocznicę puczu monachijskiego noc kryształowa która stała się wstępem do Holocaustu... . Oto jak wydarzenia z 8 listopada 1923 r. opisał w swym świetnym felietonie Włodzimierz Kalicki




8 XI 1923
Fatalny unik
W wielkiej monachijskiej piwiarni Buergerbraukeller przy Rosenheimerstrasse jest ciemno od dymu z papierosów. Trzy tysiące mężczyzn zbitych jak śledzie w beczce siedzi w milczeniu nad kuflami piwa. To nie jest Stammtisch, wieczorne towarzyskie spotkanie przy piwie, lecz polityczny wiec prawicowych nacjonalistów i monarchistów. Na sali obecna jest śmietanka władz bawarskich. Dochodzi wpół do dziewiątej. Przemawia Gustaw von Kahr, przywódca monachijskich monarchistów, do niedawna premier bawarskiego rządu, dziś komisarz krajowy Bawarii dysponujący niemal dyktatorską władzą. Nagle przy drzwiach słychać krzyki. Do sali wpychają się mężczyźni w nieregulaminowych mundurach i stalowych hełmach. Kilku wtacza ciężki karabin maszynowy. Zza ich pleców wyłania się mężczyzna ze szczotkowatym wąsikiem i starannie ulizanym przedziałkiem na głowie. Ma na sobie jasny prochowiec przepasany paskiem. To Adolf Hitler, przywódca radykalnej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotnicznej, NSDAP. Hitler przeciska się na środek sali. Tuż przy nim idą dwaj osobiści ochroniarze z pistoletami w podniesionych rękach. Uczestnicy wiecu wdrapują się na stoły, by lepiej widzieć. Przewracają kufle, piwo leje się na podłogę. Hitler zaczyna przemawiać, ale jego głos ginie w tumulcie. Wchodzi na krzesło - nadal nikt go nie słyszy. Wyciąga pistolet i strzela w sufit. Zapada cisza. Hitler oznajmia, że właśnie wybuchła w Bawarii narodowa rewolucja. Bawarski rząd został usunięty, a wkrótce powstanie prawdziwie narodowy rząd Rzeszy. Gdyby ktoś próbował stwarzać narodowej rewolucji jakieś kłopoty, to niech wie, że piwiarnię otacza sześciuset uzbrojonych bojowców, grozi z krzesła Hitler.
O prawicowym zamachu stanu plotkowano w Bawarii od dawna. Niemcy są w stanie wrzenia. Przed dwoma tygodniami siły rządowe stłumiły powstanie komunistyczne w Hamburgu. W Saksonii wojsko strzelało do demonstrantów - zginęły 23 osoby. W Bawarii radykalna prawica sposobiła się do marszu na Berlin. Inflacja pędzi jak meteor, ludzie z dnia na dzień tracą wszystko. Głodują. Dziś za egzemplarz hitlerowskiego dziennika "Voelkischer Beobachter" zapłacić trzeba pięć miliardów marek.
Hitler zdecydował się na zamach stanu nagle, przedwczoraj w nocy. Organizacja puczu kuleje, ale Hitler wierzy w swoją gwiazdę i w pomoc wielkiego autorytetu Niemiec - bohatera wojny światowej, generała von Ludendorffa, który popiera plany radykalnej prawicy.
Hitler podchodzi do stołu, przy którym siedzi trójka rządząca Bawarią: von Kahr, szef bawarskiej policji płk von Seisser i dowódca Reichswehry w Bawarii gen. von Lossow. Uprzejmie zaprasza ich do sąsiedniego pomieszczenia. Trzej mocni ludzie Bawarii chwilę wahają się, ale wychodzą. W końcu Hitler ma w ręku brauninga. W tej chwili w sali głównej wybucha nieopisany harmider. Opanowuje go tubalnym głosem Hermann Goering. Krzyczy na całe gardło, że narodowa rewolucja nie jest wymierzona w von Kahra, nie ma też złych zamiarów wobec wojska i policji. "Pijcie swoje piwo!" - krzyczy na koniec Goering i poleca kelnerom roznosić piwo na koszt partii narodowosocjalistycznej.
W sąsiedniej sali tymczasem Hitler wymachuje pistoletem przed nosem von Kahra. Po chwili uspokaja się i informuje trójkę słuchaczy, że powstaje nowy rząd Rzeszy Niemieckiej z nim, Hitlerem, na czele. Generał von Ludendorff obejmie dowództwo nad armią, von Lossow zostanie ministrem spraw wojskowych, von Seisser - ministrem policji. Von Kahr zaś obejmie namiestnictwo Bawarii. Nagle Hitler robi się uprzejmy, przeprasza za użycie siły, ale - sami panowie rozumiecie - odrobina przemocy jest niezbędna, by rozpocząć dzieło narodowych zmian i zmusić was do działania. Na koniec równie uprzejmie informuje całą trójkę, że ma w pistolecie cztery naboje. Gdyby akcja się nie powiodła, wychodzi po jednym na każdego z nich. Ostatni zachowam dla siebie, zapewnia czarująco Hitler. Pozostawia ich w osłupieniu i wraca na salę główną. Tam znów narasta tumult, słychać krzyki niezadowolenia. Hitler zapewnia, że wystąpił na czele bojowców wyłącznie przeciwko żydowskiemu rządowi w Berlinie i komunistycznym zbrodniarzom. To uspokaja monarchistów. Chwilę potem do piwiarni wkracza generał von Ludendorff wystrojony w galowy mundur. Hitler wprowadza trójkę rządzących Bawarią polityków na główną salę, wchodzi z nimi i z von Ludendorffem na podium. Wypycha na przód bladego jak ściana von Kahra, który oznajmia, że zgadza się służyć Bawarii jako regent monarchii. Hitler ściska rękę von Ludendorffa, potem rękę von Kahra. Okrzyki entuzjazmu mieszają się z nawoływaniem kelnerów. Piwo leje się strumieniami.
Monachijski korespondent Polskiej Agencji Telegraficznej jest na miejscu. Pracuje wzorowo. Jeszcze przed północą nadaje do Warszawy, że sześciuset zwolenników Hittlera - tak wtedy bowiem pisano nazwisko awanturnika z Bawarii - zajechało przed Buergerbraukeller na ośmiu ciężarówkach. Polski dziennikarz jest świetnie poinformowany o tym, co stało się w piwiarni, kogo "Hittler" zaprosił do rządu. Telegrafuje do Warszawy, że wedle plotek wojsko brata się z "oddziałami hittlerowskimi". To akurat nieprawda. Wojsko pozostaje w koszarach.
Po mieście maszerują bojówkarze SA i rozlepiają plakaty z podobizną Hitlera jako kanclerza Rzeszy. Ale teraz Hitler dowiaduje się, że saperzy wyrzucili ze swoich koszar agitatorów NSDAP. I popełnia katastrofalny błąd. Wychodzi z Buergerbraukeller do koszar, by osobiście skłonić żołnierzy do poparcia puczu. Korzystając z jego nieobecności, von Kahr, von Lossow i von Seisser proszą von Ludendorffa, by puścił ich na oficerskie słowo honoru do domu. Stary pruski generał nie wyobraża sobie, by oficerowie mogli złamać słowo, i zgadza się.
Krótko przed trzecią w nocy wszystkie niemieckie radiostacje informują, że trójka przywódców Bawarii odcina się od zamachu stanu, a co do ich słowa honoru, to jako odebrane pod przymusem nie jest ważne.
W Buergerbraukeller nad ranem znużeni piwem zamachowcy układają się na stołach i pod stołami do snu. Hitler gorączkowo naradza się ze swoim sztabem i z von Ludendorffem. Generał jest coraz bardziej zniesmaczony chaosem w szeregach spiskowców i ich amatorszczyzną. Co gorsza, szef Buergerbraukeller zaczyna coś mówić o rachunku za piwo i kiełbaski skonsumowane tej nocy.
O ósmej rano Hitler podejmuje wreszcie pierwszą decyzję. Wysyła patrol uzbrojonych SA-manów do drukarni, aby ukradli trochę gotówki. Prosto spod pras drukarskich biorą paczki banknotów po 50 miliardów marek. Hitler poleca wypłacić szturmowcom zaległe pobory.
Dochodzi południe, gdy z piwiarni wychodzą potwornie skacowani zamachowcy. W końcu zbiera się ich koło dwóch tysięcy. Długa kolumna rusza w stronę centrum miasta. Na czele chorążowie ze sztandarami, przywódcy NSDAP z pistoletami w ręku oraz von Ludendorff. Plakaty z Hitlerem jako kanclerzem są już pozaklejane porannymi rozporządzeniami von Kahra. Bawarczycy nie szczędzą zamachowcom złośliwości. "Czy mama pozwoliła wam tak bawić się na ulicy?" - krzyczy jakiś robotnik do SA-manów ustawiających karabin maszynowy.
Kolumna trafia na słaby kordon policji i z rozpędu go rozprasza. Ale na końcu Residenzstrasse puczyści dochodzą do dużo silniejszego kordonu policjantów. Są już bardzo blisko, gdy z kolumny pada strzał. W jednej chwili rozpoczyna się gwałtowna kanonada. Pada czternastu zabitych zamachowców, wśród rannych jest Goering postrzelony w nogę. I już po puczu.
Hitler, idący z pistoletem w ręku w drugim szeregu, tuż za chorążymi ze sztandarami, na widok lufy karabinu wymierzonej w siebie rzuca się gwałtownie na ziemię. Pocisk zabija idącego obok nazistę. Hitler leży na bruku z wybitym barkiem. Ale żyje.