"...- Więc są różne
warianty? - tego nie przewidzieliśmy.
- Oczywiście.
Jest „Sposób na Alcybiadesa typu P”, czyli Pe - SPONAA, następnie dysponujemy
De - SPONĄ, Em - SPONĄ oraz SPONĄ specjalną, czyli wariantem NUPUM.
Spojrzeliśmy po
sobie zdezorientowani.
- Może najpierw
wyjaśnisz nam, na czym polegają te warianty - zaproponowałem.
- Wariant Pe -
SPONAA jest to „Sposób na piątki”, Em - SPONAA jest „Sposobem na przeciętność”,
bardzo popularny i wygodny.
- Na
przeciętność? Nie bardzo rozumiemy.
- Takie od
hipnotyzera? - bąknął Pędzel.
- Nie, od
łaciny. Medium znaczy środek. Innymi słowy jest to „Sposób na uzyskiwanie
wyników przeciętnych”. Wariant ten stosują przeważnie dobrzy uczniowie, którzy
z pewnych powodów chcą mieć z jakiegoś przedmiotu tylko notę dostateczną, a
grozi im stopień lepszy.
- Śmieszne -
zauważyłem - czy istnieją takie powody?
- Istnieją -
odparł Szekspir. - Na przykład kolega z mojej klasy, Tolek Kolasiński,
wystrzega się jak ognia piątki z chemii, chociaż chemię ma w małym palcu,
ponieważ jego ojciec, inżynier chemik, chce go kształcić na chemika, a Tolek
pragnie zostać aktorem.
Z kolei
dysponujemy także De - SPONĄ, to znaczy „Sposobem uzyskiwania wyników
niedostatecznych”, czyli luf, czyli bomb.
- Luf?! -
wykrzyknął Zasępa. - Żartujesz chyba! Komu może zależeć na dwójach?
- Owszem, są
takie wypadki. Nawet dość częste. Niejaki Dendroń z klasy dziewiątej, którego
starzy wyrabiają w domu zabawki odpustowe, ilekroć przynosił stopnie lepsze od
dwójek, był zmuszony do wielogodzinnej produkcji tychże zabawek, ponieważ
rodzice uważali, że skoro nie jest zagrożony w nauce, może pracować zarobkowo.
Dopiero, gdy przynosił dwóje, dawali mu spokój. Biedak starał się więc
przynosić stale jakąś bombę. A znów niejaki Kopeć z klasy siódmej starał się
umyślnie przynosić dwóje, żeby zniechęcić rodziców do dalszego kształcenia go,
ponieważ wolał występować jako grajek sierota w pociągach podmiejskich, gdzie
świetnie zarabiał, grając na skrzypcach i na litości ludzkiej. Pamiętam, jak
skarżył mi się, że przymusowe siedzenie w szkole odbiera mu życiową szanse,
ponieważ, jak mówił: „Czas leci, rosnę i potem nigdy nie będę już mógł być
sierotą”. Podobnie, acz z nieco innych powodów, zabiegał niegdyś o lufy
Deprymowicz z klasy ósmej, który dzięki bogatej rodzinie za granicą miał już w
domu wszystko, czego dusza zapragnie: skuter, jacht, psa, aparat filmowy,
narty, łyżwy, w ogóle wszystko z wyjątkiem czasu, żeby korzystać z tych
rozkoszy. Stosował więc rozpaczliwie SPONĘ De, żeby udowodnić, iż dalsze
zabieranie mu czasu nauką szkolną nie ma sensu. Po długich i ciężkich wysiłkach
dopiął swego.
Jako piękny,
choć unikalny, przykład stosowania SPONY De w imię przyjaźni przytoczę wypadek
Antosia Fąfały, który, gdy się dowiedział, że jego serdeczny przyjaciel
Mitropek nie przejdzie do następnej klasy, sam też szybko postarał się o
odpowiednią liczbę niedostatecznych, by pozostać razem z przyjacielem. W
szkołach koedukacyjnych, jak mnie informują, podobne wypadki zdarzają się wśród
zakochanych kolegów odmiennej płci. Sądzę, że te przykłady przekonały was
dostatecznie o istnieniu zapotrzebowania także na „Sposób De”?
Spojrzeliśmy po
sobie oszołomieni.
- No tak...
rozumiemy, że komuś może zależeć na bombie, ale...
- Ale co?
- Czy to tak
trudno oberwać bombę? Mnie się zdaje, że do tego nie trzeba żadnego sposobu.
Szekspir
uśmiechnął się pobłażliwie.
- Mylisz się,
ulegasz dość powszechnemu, lecz jakże mylnemu poglądowi. Złapanie lufy -
zwłaszcza nie jakiejś tam przypadkowej i mało ważnej, ale takiej zasadniczej,
jak to mówimy: „okresowej” - przedstawia zawsze pewne trudności. Po pierwsze,
sami nauczyciele nie chcą stawiać zbyt dużo dwój i robią wszystko, żeby cię
wyciągnąć, bodaj za uszy. Rzecz więc polega na tym, żeby uniemożliwić im tę
żałosną czynność. Po drugie, zdobycie upragnionej lufy wymaga od amatora siły
woli i samozaparcia, gdyż nieraz trzeba tu działać wbrew zdrowym skłonnościom,
powiedzmy otwarcie: wbrew naturze, zwłaszcza, gdy nie jest się imbecylem, co w
cytowanych przeze mnie przypadkach nie miało miejsca, gdyż pragnieniu łapania
luf hołdują zazwyczaj osobnicy zdolni... Oczywiście, wy, ze zrozumiałych
powodów, nie macie o tym pojęcia, ale wierzcie mi, że jest naprawdę wielką
sztuką odpowiadać źle, kiedy się umie i kiedy na usta ciśnie się właściwa
odpowiedź. Wymaga to opanowania, dyscypliny wewnętrznej, talentu aktorskiego,
specjalnych manewrów i zagrań - jednym słowem - sposobu. A już zupełna tragedia
się zaczyna, jeśli przedmiot cię interesuje i umiesz, nie wiadomo skąd. Wtedy
bez sposobu w ogóle nie dasz rady. A jeśli będziesz próbował sobie radzić po
partacku, bez naukowej metody, jeśli będziesz udawał nieudolnie nieuka lub idiotę,
chytrzejszy gog od razu cię zdemaskuje i zamiast upragnionej bomby łapiesz
kompromitację, karne zapędzenie do prac w kółku naukowym, a często nieprzyjemne
zabiegi domowe.
Jeszcze gorzej
wyglądasz, gdy na skutek nieudolnie stosowanej metody wywołasz mniemanie, że
jesteś chory lub niedorozwinięty, lub cierpisz na zaburzenia umysłowe. Zapędzą
cię wtedy do lekarza lub psychologa albo, co gorsza, odeślą do zakładu
specjalnego dla niedorozwiniętych, a to, rzecz jasna, zupełnie pokrzyżuje ci
plany.
Zasłużony absolwent
naszej szkoły, magister Rączka, wyraził to w maksymie: „Nie umieć to pestka,
ale udawać, że się nie umie, to dopiero sztuka”.
Istota rzeczy
polega więc na tym, aby obrywać bomby w sposób nie rażący, nie budzący
podejrzeń, pseudonaturalny i bezpieczny, kierując się naukową znajomością
psychiki danego goga i ogólnymi prawidłami w tym zakresie - jednym słowem,
używając patentowanego „Sposobu De”...."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz