niedziela, 6 października 2013

6 października

40 lat temu rozpoczęła się tzw. "wojna Jom Kippur". Była to jak miało się okazać ostatnia wojna z serii wojen Izraela z koalicją państw arabskich, prowadzonych od momentu powstania państwa Izrael w maju 1948 r. W wojnie o niepodległość (1948), w wojnie sueskiej (1956) i w wojnie sześciodniowej (1967)  zwycięstwa odniósł Izrael. Po tej ostatniej, w wyniku której zdobył on syryjskie Wzgórza Golan, jordański Zachodni Brzeg i część Jerozolimy, egipski Synaj oraz Strefę Gazy, państwa arabskie dyszały żądzą odwetu. Nowi (odpowiednio od 1970 i 1971 r.) prezydenci Egiptu Anwar as Sadat http://pl.wikipedia.org/wiki/Anwar_as-Sadat oraz Syrii Hafiz al-Assad http://pl.wikipedia.org/wiki/Hafiz_al-Asad zawarli porozumienie ze Związkiem Radzieckim w sprawie dostaw nowoczesnego uzbrojenia (pociski przeciwpancerne Malutka http://pl.wikipedia.org/wiki/9M14_Malutka, pociski przeciwlotnicze Dźwina http://pl.wikipedia.org/wiki/S-75 i Kub http://pl.wikipedia.org/wiki/2K12_Kub, samobieżne działka przeciwlotnicze Szyłka http://pl.wikipedia.org/wiki/ZSU-23-4 ), a w marcu 1973 oba te kraje zawarły porozumienie o podjęciu wspólnej akcji militarnej przeciwko Izraelowi. Rozpoczęto ją 6 października 1973 r., i była ona dla niego całkowitym zaskoczeniem. Jak wyglądały pierwsze godziny tej wojny możemy przeczytać w znakomitym felietonie autorstwa Włodzimierza Kalickiego



6 X 1973
Sądny dzień

Nad ranem przed Izraelem pojawia się widmo klęski i zagłady. Syryjczycy spychają obronę izraelską na południe, już widzą ze wzgórz wody jeziora Genezaret i dachy pierwszego izraelskiego miasta - Tyberiady

Kiedy w czasie wojny sześciodniowej w 1967 roku armia izraelska zajęła syryjską górę Hermon, oprócz wojskowych najbardziej ze zdobyczy ucieszyli się izraelscy amatorzy narciarstwa. Tylko tam, na ziemiach kontrolowanych przez Izrael, na wysokości 2200 m, pojawiał się zimą śnieg. Natychmiast po wojnie zbudowano wyciąg narciarski na szczycie Hermonu. Ale Hermon to także wielka gratka dla armii. W pogodne dni widać zeń jak na dłoni rozległe syryjskie równiny rozciągające się za tak zwaną purpurową linią - linią przerwania ognia z 1967 roku, z rzadka obsadzoną obserwatorami ONZ.

Umocniona placówka na szczycie od kilku dni alarmuje dowództwo informacjami o koncentracji ogromnych ilości syryjskich czołgów i artylerii. Rankiem na posterunki obserwacyjne wychodzi jednak niewielu żołnierzy spośród 55-osobowej załogi - dziś jest Jom Kippur, Sądny Dzień, najważniejsze święto żydowskie. Większość modli się w prowizorycznej synagodze pod szczytem. O 13.45 izraelski obserwator artyleryjski o przezwisku "Bambi" krzyczy nagle: "Zdejmują siatki maskujące z dział!". W chwilę potem syryjskie ciężkie pociski wybuchają na szczycie Hermonu. Modlący się w synagodze chronią się w wielkim bunkrze. O 14.55 podrywa ich jednak alarm obserwatora - cztery helikoptery nadlatują w stronę górnej stacji wyciągu narciarskiego. Izraelczycy wybiegają z bunkrów, strzelają. Jeden śmigłowiec eksploduje, ale trzy lądują i wysypują się z nich syryjscy komandosi. Załoga na szczycie jest odcięta. Po trzech kwadransach przy życiu pozostaje tylko sześciu obrońców. Wycofują się do głównego bunkra. Syryjskich komandosów jest już ponad setka. Wypierają izraelskich żołnierzy do ostatniego pomieszczenia, wysadzają generator prądu. Jest ciemno, nie działa wentylacja, obrońców dusi dym granatów wrzucanych przez Syryjczyków. Mija godzina za godziną, a odsiecz nie nadchodzi. O 21.00 szóstka obrońców wymyka się nieznanym Syryjczykom wyjściem i przekrada między ich posterunkami. Idą w dół wzdłuż wyciągu narciarskiego, ale wpadają w zasadzkę komandosów. Ginie obserwator "Bambi", pozostali staczają się po stromym stoku i uciekają spod ognia. Biegnąc w dół zboczem Hermonu, widzą w ciemnościach błyski eksplozji na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów.

Armia syryjska zaatakowała na całej linii rozejmu.

Na południu w tym samym momencie do wielkiej ofensywy przez Kanał Sueski ruszają wojska egipskie. Izraelscy żołnierze są zaskoczeni i zszokowani, izraelska armia zupełnie nieprzygotowana do obrony. Egipcjanom i Syryjczykom udała się sztuka nie lada - wyprowadzili w pole najlepsze służby wywiadowcze świata.

Egipt i Syria włożyły wiele wysiłku, by wojenne plany i przygotowania zamaskować przed izraelskim wywiadem. Przez te parę lat od wojny sześciodniowej liczne alarmy i mobilizacje rezerw kończyły się niczym i utwierdzały izraelską armię w przekonaniu, że cokolwiek by Egipcjanie przedsięwzięli, i tak będą to strachy na Lachy.

Egipscy i syryjscy wojskowi zadanie mieli ułatwione. Po ogromnym sukcesie w wojnie sześciodniowej 1967 roku izraelskim służbom wywiadowczym, wojskowym i politykom po prostu przewróciło się w głowie. Polityczne elity i tajne służby Tel Awiwu zaczęły lekceważyć arabskie armie.

Za nową wojną na Bliskim Wschodzie stoi jeden człowiek - prezydent Egiptu Anwar as-Sadat, skromny, niepozorny następca zmarłego w 1970 roku egipskiego przywódcy Gamala Abdela Nasera. To Sadat zdecydował, że jedynie nowa wojna może zmusić Izrael do zwrotu ziem zagarniętych w czasie wojny sześciodniowej, zmontował skuteczną koalicję państw arabskich skłonnych zmierzyć się z izraelską armią. Sadat wreszcie, mimo licznych rozczarowań do polityki Kremla, doprowadził do dozbrojenia na gigantyczną skalę egipskiej armii radziecką bronią.

Anwar as-Sadat nie skrywał swych zamiarów. Nową wojnę zapowiadał w wielu w oficjalnych przemówieniach, ale Izraelczycy traktowali jego wystąpienia jako pustą retorykę, prężenie muskułów na pokaz przez bezsilnego polityka. Tel Awiw dopiero dziś rano zarządził grubo spóźnioną mobilizację.

Teraz przez linię rozejmu przetaczają się setki syryjskich czołgów i transporterów opancerzonych.

Kilkadziesiąt kilometrów za purpurową linią zaczyna się serce Izraela - ziemie najbogatsze i najgęściej zaludnione. Jeśli dotrze tam syryjska armia, może wręcz zniszczyć państwo izraelskie. Na całym froncie przed pięcioma dywizjami syryjskimi stoją zaledwie dwie brygady izraelskie. Najważniejsza jest postawa tzw. Brygady Baraka, broniącej wzgórz Golan, północnego brzegu jeziora Genezaret i doliny Jordanu. Na 60 izraelskich czołgów rusza ponad 600 syryjskich. Żołnierze obu stron walczą z ogromną determinacją. Izraelska obrona rozpada się na pojedyncze, otoczone ogniska oporu. Izraelczycy są lepiej wyszkoleni i doskonale znają teren. Kapitan Meira chowa kilkanaście czołgów swojej kompanii w zasadzkach jakby żywcem przeniesionych z kart Sienkiewicza. Do świtu jego kompania niszczy 40 czołgów syryjskich.

Inny oficer, porucznik Zvi Greengold, przezywany "Zvicka", na zapleczu zajmuje się rannymi, ale późnym popołudniem dowiaduje się, że w pobliżu lazaretu są cztery uszkodzone czołgi. Sam wynosi z nich zabitych czołgistów. Po naprawie czołgów obejmuje dowództwo i parę minut po 21.00 rusza na polowanie między syryjskie kolumny pancerne. Jego maszyny skrycie przemykają stromymi zboczami gór. W dolinach niesamowicie migocą setki "kocich oczu", malutkich podczerwonych lampek identyfikacyjnych umieszczonych przez Syryjczyków na burtach czołgów. "Zvicka" urządza zasadzki, strzela, ucieka. Jego cztery czołgi powstrzymują przez noc główne natarcie armii syryjskiej, natarcie ponad dwustu czołgów. Nad ranem Syryjczycy spychają jednak izraelską obronę na południe. Już widzą ze wzgórz wody jeziora Genezaret i dachy pierwszego izraelskiego miasta - Tyberiady.

Egipcjanie na południu także odnieśli wielkie sukcesy. O 13.45 sztab generalny w Tel Awiwie telefonuje do dowódcy obrony Kanału Sueskiego gen. Abrahama Mandlera z poleceniem, by przygotował się na jakieś niespodzianki i przysunął swe oddziały bliżej kanału. "Myślę, że tak, zwłaszcza że właśnie nas w tej chwili bombardują" - odpowiada Mandler.

Egipskie oddziały forsują o 14.15 szeroki na 180-240 metrów Kanał Sueski i otaczają rozrzucone z rzadka izraelskie umocnienia. Izraelska armia przez kilka lat usypała wzdłuż kanału wielokilometrowe, wysokie na 25 metrów wały ziemne i uznała, że będzie to przeszkoda nie do sforsowania dla egipskich czołgów. Ale Egipcjanie znaleźli na nie sposób. O zmroku przerzucają przez Kanał pompy oraz węże i wodą pod wysokim ciśnieniem sprawnie wymywają w wałach głębokie przejścia. Jest jeszcze ciemno, gdy pierwsze egipskie czołgi przeprawiają się przez kanał i wymytymi w piachu przejściami wtaczają się na półwysep Synaj.



Na zdjęciu poniżej: tak właśnie mogły wyglądać wydarzenia opisane w ostatnim zdaniu powyższego felietonu


Jednak po paru dniach w ciągu których siły egipsko-syryjskie zadały im poważne straty Izraelczycy przeszli do kontrofensywy, docierając
19 października na odległość 100 km  od Kairu. 25 października podpisano zawieszenie broni. Pomimo finalnego sukcesu Izraelczycy mieli świadomość że było to "pyrrusowe zwycięstwo"; okazało się iż są oni  nieprzygotowani na niespodziewany atak i niezdolni do jego szybkiego odparcia. Wkrótce poleciały głowy; stanowiska stracili w wyniku dymisji bądź dobrowolnej rezygnacji premier Golda Meir http://pl.wikipedia.org/wiki/Golda_Meir, minister obrony Mosze Dajan http://pl.wikipedia.org/wiki/Mosze_Dajan oraz szef Sztabu Generalnego Dawid Elazar http://pl.wikipedia.org/wiki/David_Elazar. Efektem tej wojny było rozpoczęcie procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie , który doprowadził do podpisania 26 marca 1979 r.  izraelsko-egipskiego traktatu pokojowego http://pl.wikipedia.org/wiki/Traktat_pokojowy_izraelsko-egipski, na mocy którego Izrael miał się wycofać ze Wzgórz Golan (co uczynił do 1982 r.). Niestety, Anwar as-Sadat zapłacił za pokój z Izraelem najwyższą cenę...6 października 1981 r. podczas parady wojskowej w Dniu Wojska (obchodzonym w rocznicę wybuch wojny Jom Kippur) padł ofiarą zamach dokonanego przez członków organizacji Egipski Dżihad http://pl.wikipedia.org/wiki/Egipski_D%C5%BCihad. Władzę po nim objął, i sprawował ją przez kolejne 30 lat Hosni Mubarak http://pl.wikipedia.org/wiki/Husni_Mubarak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz