Dwie ważne rocznice związane z historią II RP
Rok 1926 to początek trzydniowych walk znanych jako przewrót (zamach) majowy- starcie 2 wizji Polski - tej pierwszej, z rządami choć niedoskonałymi ale demokratycznymi, wyłanianymi na drodze wyborów. I tej drugiej, takiej jak widział ją ten który uważał się za jej jedynego (choć niesłusznie) twórcę - Józef Piłsudski. Rządzonej po ojcowsku, po wojskowemu twardą ręką.
Wojciechowski kontra Piłsudski. Demokracja kontra autorytaryzm.
Efekt - ponad 370 zabitych, ponad 900 rannych i głębokie podziały w społeczeństwie. Parlament zaczął powoli tracić na znaczeniu, wzmacniać zaczęła się pozycja władzy wykonawczej.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Przewr%C3%B3t_majowy
Filmowa wersja tych wydarzeń http://filmpolski.pl/fp/index.php/12939
https://www.youtube.com/watch?v=vdtGPURYo4o&list=PLE0304717EBBDE0B4
(playlista z całością filmu w 17 częściach)
Poniżej - literacka wersja pierwszych godzin zamachu pióra publicysty "Gazety Wyborczej" Włodzimierza Kalickiego (artykuł z cyklu "Zdarzyło się wczoraj")
12 maja 1926
Rozmowa
Zamach stanu
zaczyna się nocą, pośród improwizacji i chaosu. Oficerowie wierni marszałkowi
Józefowi Piłsudskiemu mobilizują przeciwko legalnemu rządowi Wincentego Witosa
pułki kawalerii i piechoty stacjonujące pod prawobrzeżną Warszawą. To ma być tylko demonstracja siły i poparcia dla Piłsudskiego. Marszałek chce spotkać się z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim i wymusić na nim dymisję znienawidzonego przez siebie i przez większość społeczeństwa prawicowego rządu Witosa.
Spiskowcy nie mają jednak pojęcia, że prezydent rano wyjechał do Spały. O 7 rano marszałek rusza z Sulejówka, by spotkać się z prezydentem. W Warszawie dowiaduje się, że Wojciechowski wyjechał. Piłsudski o 11 rano wraca do Rembertowa i dopiero wtedy wydaje wiernym mu pułkom rozkaz do marszu na Warszawę i obsadzenia obu mostów na Wiśle.
Krótko po południu na most Poniatowskiego wkracza dywizjon wiernego marszałkowi Piłsudskiemu 1. Pułku Szwoleżerów. Dowódca mjr Strzelecki rozkazuje ustawić na wieżycach mostu karabiny maszynowe. Szwoleżerowie zatrzymują samochody, rekwirują je i budują z nich barykadę.
O 16 major Marian Porwit zarządza alarm w Szkole Podchorążych w Alejach Ujazdowskich. Kadra i kursanci zdecydowani są dochować wierności legalnym władzom. Mjr Porwit wydaje rozkaz: dotrzeć do mostu Poniatowskiego i wyrzucić na prawy brzeg Wisły zbuntowaną kawalerię Piłsudskiego.
Na czele kolumny niemal dwustu podchorążych jadą: angielski samochód pancerny Austin uzbrojony w karabin maszynowy oraz otwarty samochód opancerzony Peugeot wyposażony w działko. W pięknym majowym słońcu błyszczą bagnety straży przedniej. Przechodnie patrzą zdziwieni, nieliczne pojazdy ustępują z drogi. U wylotu Agrykoli do kolumny dołącza z jedną armatą działon 1. Dywizjonu Artylerii Konnej.
Krótko przed 16.30, gdy kolumna podchorążych dociera Alejami Ujazdowskimi do placu Trzech Krzyży, z Nowego Światu w puste Aleje Jerozolimskie skręca samochód. Auto zatrzymuje się w Alejach, nieopodal mostu, przed barykadą z samochodów ustawioną przez szwoleżerów; wysiada zeń prezydent RP Stanisław Wojciechowski, który w południe wrócił ze Spały do Warszawy. Prezydent poleca przekazać oficerowi dowodzącemu żołnierzami Piłsudskiego na moście list do marszałka. W kopercie są wydane przed niespełna dwiema godzinami odezwy rządu i prezydenta wzywające zbuntowanych żołnierzy do opamiętania się i do natychmiastowego podporządkowania się prawu. Do koperty prezydent Wojciechowski polecił włożyć też swoje pismo, w którym żąda od Piłsudskiego udzielenia natychmiastowej odpowiedzi. Prezydent w otoczeniu swej świty - i rosnącej z minuty na minutę grupy gapiów - stoi przed tyralierą szwoleżerów. Czeka na odpowiedź Piłsudskiego.
Kolumna podchorążych skręca w Aleje Jerozolimskie, dociera przed most. Na jezdni mostu i na zjeździe, tzw. ślimaku, stoją tyraliery spieszonych szwoleżerów. W Alejach Jerozolimskich, przed barykadą szwoleżerów, zatrzymała się spora grupa cywilów. Podchorążowie rozpoznają wśród nich prezydenta Wojciechowskiego.
Kpt. Jan Rzepecki organizuje blokadę zajętego przez szwoleżerów mostu. Pluton podchorążych młodszego rocznika dowodzony przez por. Henryka Piątkowskiego ustawia w tyralierze naprzeciw szeregu spieszonych szwoleżerów. Rozkazuje odprzodkować i wycelować w most jedyne działo.
O 17 szwoleżerowie rozsuwają samochody z barykady przed mostem. Przez lukę przejeżdżają dwa auta. Wysiadają z nich marszałek Piłsudski i towarzyszący mu oficerowie: gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, ppłk Kazimierz Stamirowski, mjr Włodzimierz Jaroszewicz, por. Marian Żebrowski, adiutant por. Michał Galiński oraz wachmistrz żandarmerii Walenty Wójcik. Marszałek w ich otoczeniu rusza w stronę prezydenta.
Rzepeckiego niepokoi liczebność świty marszałka. Podejrzewa w tym jakiś podstęp. Poleca towarzyszącym mu oficerom wyciągnąć pistolety z kabur. Kilku podchorążych ma bacznie obserwować oficerów otaczających Piłsudskiego; gdyby próbowali grozić prezydentowi lub pochwycić go, podchorążowie mają otworzyć do nich ogień.
Ale Piłsudskiemu nie w głowie aresztowanie czy straszenie Wojciechowskiego. Obu łączą wspomnienia wielu lat młodości spędzonych w pepeesowskiej konspiracji, pamięć zagrożenia przez carską ochranę. Marszałek jest dobrej myśli, liczy, że prezydent w końcu zdymisjonuje rząd Witosa. Przecież to Wojciechowski zabiegał o spotkanie na moście.
Piłsudski i Wojciechowski stają naprzeciw siebie, w odległości kilkunastu metrów od swoich świt. Nie podają sobie rąk.
- Stoję na straży honoru wojska polskiego - zaczyna rozmowę prezydent.
Słowa te wyprowadzają marszałka z równowagi. Łapie prezydenta za rękaw.
- No, no, tylko nie w ten sposób! - Piłsudski z nerwów chrypi zduszonym głosem.
Wojciechowski strząsa jego rękę ze swojej i oświadcza: "Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swoich pretensji na drodze legalnej, żądam kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu".
- Dla mnie droga legalna zamknięta. Panie prezydencie, niech mnie pan puści! Nic panu nie będzie! - prosi marszałek.
- To nie o mnie chodzi, tylko o Polskę - odpowiada Wojciechowski.
Piłsudski wymija prezydenta i podchodzi do szpaleru podchorążych.
Prezydent zbliża się do dowodzącego podchorążymi mjr. Porwita: "Niech pan wykonuje otrzymane rozkazy". Potem woła do podchorążych: "Żołnierze, spełnijcie swój obowiązek!", wsiada do samochodu i odjeżdża.
Piłsudski zostaje.
Po dłuższej chwili marszałek próbuje przekonać mjr. Porwita, by przepuścił jego oddziały. Major odpowiada spokojnie: "Nie mogę, panie marszałku!".
Piłsudski pyta majora, czy pamięta, od kogo dostał noszony na piersi krzyż Virtuti Militari.
Porwit dostał go od Piłsudskiego, ale niewzruszony odmawia przepuszczenia szwoleżerów.
Piłsudski podchodzi do podchorążych leżących na bruku za gotowymi do strzału karabinami maszynowymi.
- Dzieci mi chcieli pozabijać! - rzuca w ich kierunku. To aluzja do opisywanego w dzisiejszych porannych gazetach rzekomego nocnego zamachu na jego willę w Sulejówku. Podchorążowie nie reagują.
- Będziecie strzelać, chłopcy? - pyta marszałek.
- Mamy rozkaz pana prezydenta - odpowiadają. Jeden z podchorążych nagle zrywa z głowy hełm i krzyczy "Niech żyje pan prezydent!". Kapitan Kazimierz Pająk dowodzący starszymi rocznikami podchorążych nie wytrzymuje nerwowo i wykrzykuje rozkaz: "Ładować broń!". Marszałek zasmucony odwraca się, podchodzi do północnej balustrady mostu. Zmęczony, pobladły, opiera się o nią plecami i milcząc długo patrzy przed siebie. Podchorążych i ich dowódców prosił o pozwolenie na przejście nie dlatego, że nie ma innego sposobu by przedostać się z Pragi na prawy brzeg Wisły. Marszałek wie, że jego oddziały mogą otworzyć sobie drogę siłą. Ale to oznacza strzelaninę i ofiary. Dużo ofiar. Już nie będzie powrotu dziś wieczorem na kolację do Sulejówka. Będzie wojna domowa.
- Zostawiam wam tu Wieniawę. Nie postrzelajcie się. Ja tu jeszcze wrócę - mówi Piłsudski i wraca do samochodu.
Na Pradze, w koszarach 36. Pułku Piechoty, jego dowódca płk Kazimierz Sawicki przekonuje marszałka, że trzeba działać. Oddział 36. Pułku pod majorem Korkozowiczem opanował most Kierbedzia, a sam płk Sawicki w każdej chwili może ruszyć z resztą pułku i siłą otworzyć drogę z mostu, ulicą Zjazd do - osłanianego przez wierny rządowi 30. Pułku Piechoty - Krakowskiego Przedmieścia. Piłsudski poleca Sawickiemu pojechać na most Kierbedzia, rozejrzeć się w sytuacji, ale nie daje mu żadnych konkretnych rozkazów. W gruncie rzeczy chce się energicznego oficera pozbyć, choćby na pół godziny, na godzinkę. Proponowane przez Sawickiego otwarcie drogi do Krakowskiego Przedmieścia to przecież nic innego jak strzelanina i ofiary. Nie o takie zwycięstwo marszałkowi idzie.
Piłsudski kładzie się na małej półokrągłej kanapce i z towarzyszącym mu mjr. Ziemskim rozpamiętuje walki korpusu Dowbora-Muśnickiego z Niemcami podczas wojny światowej.
Ale podwładni marszałka zdecydowani są działać. I strzelać. Dowodzenie zamachem przejmuje gen. Orlicz-Dreszer, który rzuca nadchodzące z Rembertowa oddziały wierne Piłsudskiemu na most Kierbedzia.
Blokujący ten most oddział wojsk rządowych kpt. Szyca o 18.30 rozpoczyna atak na awangardę wojsk Piłsudskiego pod dowództwem mjr. Korkozowicza. Padają pierwsi zabici.
W koszarach na Pradze okno nad kanapką, na której leży
Piłsudski, jest otwarte. Na odgłos strzałów marszałek blednie, zapada się w
sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz