Dziś przypada 776 rocznica jednej z największych klęsk w dziejach Polski. Tak przedstawił ją w swoim artykule Włodzimierz Kalicki
9
IV 1241
Serce
matki
Już świta. Książę Henryk Pobożny wybiera niewielkie wzgórze na swoje stanowisko dowodzenia. Bitwą kierować będzie z oddalenia, mając ciągle przegląd sytuacji.
Książę Henryk zbiera teraz co znakomitszych rycerzy na naradę. Dzieli swe dwutysięczne siły na cztery mniej więcej równe hufce. Na czele największego hufca stawia wojewodę głogowskiego Klemensa. To doborowa jednostka, są w niej najlepsi rycerze ze Śląska i z Wielkopolski. W skład drugiego wchodzi rycerstwo wielkopolskie i niedobitki małopolskiego. Dowodzi nim Sulisław, brat poległego przed miesiącem pod Chmielnikiem wojewody krakowskiego Włodzimierza.
Książę opolski Mieszko stoi na czele hufca trzeciego, w którym dominują rycerze śląscy.
Ostatni hufiec ma charakter międzynarodowy. Są w nim rycerze polscy i morawscy, jest oddział templariuszy, są joannici. Zakony te mają posiadłości w Polsce i winne są księciu Henrykowi pomoc. Na czele hufca międzynarodowego Henryk Pobożny stawia margrabiego morawskiego Bolka zwanego Szepiotką.
Jeszcze msza, modlitwa i już pozostaje tylko oczekiwanie na wroga.
Matka Henryka Pobożnego, żyjąca w aurze świętości księżna Jadwiga, modli się daleko stąd, na zamku w Krośnie Odrzańskim. Schroniła się tam wraz z córką Gertrudą, przeoryszą klasztoru w Trzebnicy, i swoją synową Anną, żoną księcia Henryka. Od kilku dni księżną targa lęk o jedynego dziś - po śmierci starszych braci - ukochanego syna. Zdecydowana, samodzielna księżna dominowała w domu swego męża, księcia wrocławskiego, krakowskiego i wielkopolskiego Henryka Brodatego. Nieustannie napominała męża i dzieci, pouczała, nakłaniała do pogłębiania życia religijnego. Domownicy ulegali, ale nie mieli jej tego za złe. Przeciwnie, rodzina książęca była wyjątkowo lojalna i zgodna. Zaś związek księżnej Jadwigi z synem Henrykiem okazał się zadziwiająco bliski i trwały. Henryk Pobożny jeszcze teraz, już jako szczęśliwy mąż córki króla czeskiego Ottokara i ojciec dziesięciorga dzieci, liczy się z opinią matki, rozumie się z księżną Jadwigą w pół słowa.
Przed paru dniami, gdy Henryk Pobożny zwątpił w czeską pomoc i zdecydował się sam wydać Mongołom bitwę, pełna złych przeczuć Jadwiga napominała go, by mimo wszystko czekał na rycerstwo króla Czech Wacława. Henryk odparł jednak: "Kochana pani matko, nie mogę dłużej zwlekać, albowiem zbyt wielkie są jęki biednego ludu: dlatego muszę walczyć i wystawię swe życie aż po śmierć za wiarę chrześcijańską".
Teraz Henryk Pobożny ze wzgórza nad Dobrym Polem wypatruje wroga. Ordu, który swe blisko 10-tysięczne siły także podzielił na cztery części, zajmuje stanowisko na niskim wzgórzu odległym o niespełna kilometr od stanowiska księcia Henryka. Do przodu wysunął trzy oddziały, czwarty ukrył przed okiem Polaków w głębokim odwodzie.
Cztery hufce Henryka stoją w linii. Błyskają pancerze co znaczniejszych rycerzy, powiewa chorągiew z czarnym śląskim orłem. Henryk daje znak. Jako pierwszy rusza w bój ustawiony na prawym skrzydle międzynarodowy hufiec Szepiotki. Na krzyżowców spada chmura mongolskich strzał, ale rozbijają kopiami pierwsze szeregi Mongołów. Pancerze chronią braci zakonnych i rycerzy, ale odziani w kaftany pachołkowie ponoszą ciężkie straty. Nagle Mongołowie otaczają samotny hufiec. Strzały padają ze wszystkich stron. Jedna z nich śmiertelnie trafia margrabiego Bolka - Szepiotkę. Hufiec wyrywa się jednak z okrążenia i cofa do polskiej linii.
Książę Henryk wysyła do boju hufce księcia Mieszka i Sulisława. Wyciąga wnioski z porażki rycerzy Szepiotki - teraz Polacy postępują pod osłoną kuszników. Ich strzały strącają Mongołów z koni. Szyk mongolski cofa się. Zwycięstwo zdaje się już bliskie. Nagle coś załamuje się w szykach hufca Mieszkowego. Książę opolski wraz z dużą grupą rycerzy rzuca się do ucieczki. Spory oddział Mongołów rusza w pogoń, uniemożliwia ochłonięcie i powrót na pole walki. Mieszko i jego rycerze uciekają aż do legnickiego grodu. Osamotniony hufiec Sulisława jest zagrożony. Przybity książę Henryk woła: - Gorze się nam stało! Zmienia swe plany. Już teraz, wcześniej niż zamierzał, rzuca do walki najsilniejszy hufiec odwodowy. Sam staje na jego czele. Ordu też sięga po swój odwód ciężkozbrojnej jazdy. Zamęt, szczęk oręża, krzyki, rżenie koni. Bitwa trwa już wiele godzin, dochodzi popołudnie. Polscy rycerze uzyskują przewagę nad Mongołami, spychają ich sto metrów do tyłu. Mongołowie sięgają po swe tajemne sztuczki wojenne: rozpalają przenośne kadzielnice rozsnuwające cuchnący dym. Znów dzieje się w polskich szeregach coś niedobrego. Walczący tracą impet, cofają się, mieszają szyki, wreszcie rzucają się do ucieczki. Ale szybsza jazda mongolska odcina drogę do Legnicy. Zaczyna się rzeź otoczonych grup rycerstwa. Książę Henryk z kilkunastoma towarzyszami usiłuje przebić się na południe. Traci konia, ale jego pokojowiec oddaje mu swojego. Giną kolejni towarzysze Henryka, wreszcie samotnego księcia otaczają zewsząd Mongołowie. Broni się zaciekle, ale cios dzidy zrzuca go z konia. Mongołowie wleką ciężko rannego Henryka Pobożnego kilkaset metrów, przed oblicze Ordu. Obdzierają go ze zbroi, zrywają szaty. Zmuszają do klęknięcia przed zwłokami jednego z ich wodzów poległych pod Sandomierzem. Ścinają mu głowę.
Przed wieczorem oddział Mongołów zjawia się pod murami Legnicy. Na długą lancę nadziali głowę Henryka. Ale obrońcy nie załamują się, zdecydowani są walczyć do końca. Mongołowie się wycofują.
Na odległym zamku w Krośnie nikt nie wie, kiedy dojdzie do bitwy. Może dziś, może jutro? Księżna matka Jadwiga i żona Henryka księżna Anna modlą się dziś przez cały dzień. Nie opuszcza ich nadzieja. Zapada zmrok. Jadwiga kładzie się do łoża. Rozmyśla. Nagle wyraźnie ukazują się jej dwaj aniołowie unoszący do nieba Henryka razem ze śląskim sztandarem. Księżna woła służącą Demundis: "Jak fruwa ptak, tak szybko odleciał ode mnie mój syn, i nigdy więcej nie zobaczę go już w tym życiu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz