niedziela, 2 kwietnia 2017

2 kwietnia

78 lat temu miała miejsce jedna z najbardziej tajemniczych śmierci w dziejach Polski - samobójstwo popełnił Walery Sławek . Tak to tragiczne wydarzenie przedstawił w swym artykule Włodzimierz Kalicki.


2  IV 1939
Stary browning

Chociaż to niedziela, w skromnie, wręcz ascetycznie urządzonym mieszkaniu płk. Walerego Sławka w alei Szucha 16 od rana dzwoni telefon. Gospodarz umawia się z kilkoma osobami na spotkania w nieodległej przyszłości. Ze swoim przyjacielem, byłym sekretarzem generalnym Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem Michałem Brzęk-Osińskim uzgadnia, że nazajutrz wspólnie wyjadą do wsi Racławice, gdzie Sławek ma niewielki dworek. Pułkownik niedawno kupił prostą bryczkę i konia. Teraz uzgadnia z zaprzyjaźnionym ziemianinem Wacławem Karwackim, u którego pozostawił zaprzęg, że odbierze go nazajutrz.
Wczoraj płk Sławek zrobił na znajomych nie najlepsze wrażenie. Zamyślony, ponury, najwyraźniej w depresji. Żadnego z przyjaciół to jednak nie zaniepokoiło. W końcu każdy, kto znalazłby się w takiej sytuacji jak Walery Sławek, miałby prawo do kiepskiego samopoczucia.
Już w ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku, jako uczeń gimnazjum, zaangażował się w konspirację niepodległościową. W 1900 roku wstąpił do PPS. Tam poznał Piłsudskiego, który szybko stał się dla Sławka - "Gustawa" - najwyższym autorytetem w polityce. W 1904 roku Sławek był jednym z organizatorów słynnej manifestacji na placu Grzybowskim w Warszawie. To on dostarczył broń bojowcom osłaniającym manifestację, która przerodziła się w pierwszą walkę zbrojną przeciw carskiemu zaborcy od czasu powstania styczniowego. Nie raz aresztowany, siedział za kratkami więzień i aresztów we wszystkich trzech zaborach.
Bardzo wysoki, niezwykle przystojny, uwielbiał życie towarzyskie i piękne kobiety. A kobiety uwielbiały Sławka, mimo rzucającej się w oczy niestałości jego uczuć.
Kres jego życiu towarzyskiemu przyniósł wypadek podczas zamachu bojówki PPS na pociąg pocztowy pod Milanówkiem w 1906 roku. Eksplodowała montowana przez niego bomba karbonitowa. Stracił wtedy lewe oko, ogłuchł na lewe ucho. Zmasakrowane miał obie ręce, twarz i klatkę piersiową. Od tej pory nosił brodę, by choć trochę zamaskować paskudne blizny. I - odsunął się od kobiet, od znajomych. Skończył z koleżeńskimi bibkami. Odtąd jedynym bliskim dlań człowiekiem pozostał Józef Piłsudski.
W czasie wojny od pierwszych dni walczył jako oficer I Brygady Legionów. Po 1918 roku długo pozostawał w szeregach armii. Do wielkiej polityki wciągnął go Piłsudski po zamachu majowym. Sławek zrazu był wykonawcą poufnych, ryzykownych politycznie misji zlecanych przez marszałka, pełnił też ważne funkcje państwowe: był wieloletnim posłem na Sejm i jego marszałkiem, trzykrotnie pełnił funkcje premiera. Wraz ze Stanisławem Carem tworzył zapisy konstytucji z kwietnia 1935 roku. Polityczne zadania zlecane przez Piłsudskiego wykonywał bez wahania, czasem wręcz brutalnie. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, który na polecenie marszałka stworzył i którym kierował, wszelkimi, godziwymi i niegodziwymi, metodami dążył do zdominowania sceny politycznej.
Katastrofę osobistą i polityczną przyniosła mu śmierć marszałka. Do dziś się z niej nie otrząsnął. Gdy zabrakło Piłsudskiego, obóz sanacyjny podzielił się, a do walki o władzę ruszyli prezydent Mościcki i generalny inspektor sił zbrojnych gen. Edward Rydz-Śmigły. Płk Sławek uważał, że zgodnie z ostatnią wolą Piłsudskiego Mościcki powinien ustąpić i przekazać urząd właśnie jemu. Prezydent jednak odmówił. Później zawarł poufny sojusz z gen. Rydzem-Śmigłym i wypchnął Sławka z polityki. BBWR został rozwiązany. Płk Sławek kolejno tracił wszystkie stanowiska mające realne znaczenie polityczne.
Teraz jest sfrustrowanym emerytem snującym mało realne, wręcz naiwne marzenia o radykalnej, opartej na etycznych zasadach przebudowie społeczeństwa. W depresję wpędza go świadomość, że nie potrafił zrealizować testamentu marszałka Piłsudskiego. Nasilają się u niego obawy, że rządząca klika zechce go ostatecznie zniszczyć, na przykład montując pokazowy proces polityczny.
Płk Sławek przyjechał do Warszawy ze swego dworku w Racławicach, który nazywa żartobliwie "zagrodą", przed dwoma dniami. I tylko na dwa dni. Zarządzającej racławickim dworkiem pani Łąckiej powiedział, że do stolicy wyjeżdża w gruncie rzeczy tylko po to, by w swoim mieszkaniu odebrać bardzo ważny telegram. Czeka więc.
Goniec przynosi ten telegram przed 12. Pułkownik czyta go. Potem wyjmuje z szafy ciemny wizytowy garnitur z przymocowanymi wstążkami orderowymi, białą koszulę, krawat. Ubiera się starannie i zasiada przy biurku. Wyciąga wszystkie stare listy, dokumenty, notatki. Starannie przegląda je, niektóre czyta. Część papierów odkłada na bok.
Przed 13 płk. Sławka odwiedza jego przyjaciel, zasłużony działacz niepodległościowy, były wicemarszałek Sejmu płk Tadeusz Schaetzel. Po jego wizycie zjawia się Bohdan Podoski, bliski współpracownik polityczny Walerego Sławka, także były wicemarszałek Sejmu. Gospodarz nie daje po sobie poznać, że ma jakiekolwiek strapienia. Rzeczowo wypytuje o przebieg akcji na rzecz pożyczki lotniczej. Podoski informuje go o sukcesie pożyczki - wedle wstępnych szacunków zgromadzono już, w znacznej części z darów społeczeństwa, pokaźną sumę 120 mln zł.
Gdy Podoski wychodzi, płk Sławek wraca do przeglądania swoich papierów. O 17 wzywa gosposię i poleca napalić w piecu. Odłożone na bok papiery wrzuca do paleniska.
Po zmroku zasiada do pisania listów. Pisze szybko, trochę niestarannie: "Odbieram sobie życie. Nikogo proszę nie winić. 2/IV. 1939. W. Sławek".
Pod spodem dopisuje: "Spaliłem papiery o charakterze prywatnym, a także wręczone mi w zaufaniu. Jeśli nie wszystkie,
to proszę pokrzywdzonych o wybaczenie. Bóg Wszystkowidzący może mi wybaczy moje grzechy i ten ostatni".
Potem pisze list do prezydenta Ignacego Mościckiego.
List do Mościckiego zakleja w kopercie i pozostawia na biurku. Kartkę z oświadczeniem kładzie na blacie bez koperty.
Walery Sławek wyjmuje z szuflady biurka stary pistolet Browning, którego używał jeszcze w czasach niepodległościowej konspiracji przed 30 laty. Nabija broń, odbezpiecza. Pułkownik wstaje zza biurka, kładzie się na otomanie, nad którą wisi sztych przedstawiający śmierć ks. Józefa Poniatowskiego w nurcie Elstery. Z trudem ujmuje kolbę pistoletu obiema dłońmi - po eksplozji bomby pod Milanówkiem w prawej ręce brakuje mu trzech środkowych palców, a kciuk i mały palec są znacznie skrócone. Dłoń lewa pozbawiona jest dwóch palców środkowych. Leżąc na wznak, wkłada lufę do ust i pociąga za spust.
Jest godzina 20.45. Dokładnie o tej porze 12 maja 1935 roku zmarł marszałek Piłsudski.
Gosposia jest na końcu mieszkania, nie słyszy huku wystrzału. Kwadrans później jednak, gdy przechodzi obok drzwi gabinetu, do jej uszu dochodzi kilka ciężkich westchnień. Nie śmie jednak ani wejść, ani zapukać.
Krótko przed 22 znów słyszy jęki i rzężenie. Tym razem puka i w końcu odważa się uchylić drzwi. Zakrwawiony Walery Sławek leży na otomanie. Na podłodze gospodyni dostrzega pistolet.
Natychmiast podnosi słuchawkę i wykręca numer alarmowy pogotowia: 875-75. Karetka zjawia się błyskawicznie. Lekarz Jan Majewski jest zaskoczony. Strzał z pistoletu kalibru 9 mm w usta właściwie nieuchronnie powoduje śmierć - ale Walery Sławek żyje! Jest nieprzytomny, ma silny krwotok z ust, dr Majewski wyczuwa jednak słabiutkie tętno. Czym prędzej robi nieprzytomnemu zastrzyk podtrzymujący akcję serca.
Karetka przewozi rannego do szpitala wojskowego im. Józefa Piłsudskiego. W Instytucie Chirurgii Urazowej chirurg płk Sokołowski bada ranę. Aż trudno uwierzyć: pocisk przebił podniebienie i utkwił w czaszce od wewnętrznej strony. Najwyraźniej pamiątkowy browning był stary i bardzo zużyty, a sam strzał, ze względu na kalectwo pułkownika, oddany był nieco z ukosa i pocisk nie zdołał przebić kości czaszki.
Policja zabiera z mieszkania list do prezydenta Mościckiego. Kartkę z oświadczeniem władze przed północą przekazują Polskiej Agencji Telegraficznej. O liście nie wspominają - dziennikarze dowiadują się o nim na własną rękę.
Lekarze próbują ustabilizować tętno i oddech rannego. Około północy, po dużej transfuzji krwi, płk Sokołowski ocenia stan płk Sławka jako wystarczająco dobry, by móc rozpocząć operację. Jest ona trudna i niebezpieczna, trwa dwie godziny. Płk Sokołowski wydobywa spłaszczony pocisk, który wbił się w czaszkę od wewnętrznej strony. Zaraz po zakończeniu operacji lekarze rozpoczynają drugą transfuzję krwi. O czwartej nad ranem wydaje się, że stan operowanego wyraźnie się poprawia. Dwie godziny później jednak zaczyna się agonia. Ksiądz udziela choremu ostatniego namaszczenia. Do sali operacyjnej wchodzi kilkudziesięciu przyjaciół i towarzyszy broni Walerego Sławka. Do tej pory stali na korytarzu. Są wśród nich płk Wacław Lipiński, płk Schaetzel, byli premierzy Aleksander Prystor, Kazimierz Świtalski, Leon Kozłowski. Walery Sławek nie odzyskawszy przytomności umiera o 6.45

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz