18 lat temu odszedł na zawsze z tego świata jeden z najlepszych zawodników w historii polskiej piłki nożnej
Ernest Wilimowski, (u góry pierwszy z lewej) bo o nim mowa, był postacią nietuzinkową i nawet dzisiaj jego wyczyny wzbudzały by zapewne podziw. 112 bramek w 86 meczach dla Ruchu Hajduki Wielkie, 21 bramek w 22 meczach reprezentacji Polski... . Fritz Walter, kapitan mistrzowskiej drużyny NRF z 1954 r.
powiedział o nim "...To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans...". Znakomity technik, ośmieszający rywali swymi dryblingami stoczył niesamowity pojedynek z legendarnym Leonidasem podczas mistrzostw świata w 1938 r., przegrany niestety 5:6. Jego rekord 4 strzelonych bramek w jednym meczu mistrzostw pobił dopiero 56 lat później Rosjanin Oleg Salenko, natomiast rekordu z wygranego 12:1 meczu przeciwko drużynie Union Touring Łódź w maju 1939 r. nie pobije chyba nikt w lidze polskiej. W końcu zdobyć 10 z 12 bramek to nie byle co. Był królem życia, co przysparzało mu także kłopotów. Kto wie jaki wynik osiągnęła by polska drużyna na berlińskiej olimpiadzie w 1936 r. gdyby nie wyrzucenie go z kadry za rzekome nadużywanie alkoholu. Nade wszystko ukochał jednak piłkę nożną. To sprawiło że w czasie II wojny światowej podjął grę w niemieckich klubach oraz reprezentacji III Rzeszy. Skutek sportowy - znakomity (8 goli w 13 meczach reprezentacji), skutek osobisty - znacznie gorszy. Po II wojnie światowej, uznany został w Polsce za persona non grata, zdrajcę i renegata. Wymazano jego nazwisko z historii polskiego futbolu. Pozostał w NRF, pracując jako urzędnik. Sam mówił o sobie że jest Górnoślązakiem. Nigdy już nie odwiedził swych rodzinnych stron. Zmarł w Karlsruhe
30 sierpnia 1997 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz