poniedziałek, 2 lutego 2015

1 luty

71 lat temu miała miejsce najgłośniejsza akcja polskiego podziemia w czasie II wojny światowej, przedstawiona w znakomitym filmie wojennym Jerzego Passendorfera z 1959 r. "Zamach".

                                                  

Kto był jego ofiarą? Jedna z najkrwawszych postaci niemieckiego aparatu terroru na okupowanych ziemiach polskich - dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego, SS - Brigadefuhrer Franz Kutschera.  Od momentu objęcia tego stanowiska jesienią 1943 r. rozpętał on wobec ludności okupowanej Warszawy terror na skalę dotąd niespotykaną, Dość powiedzieć że w 35 egzekucjach ulicznych między 16 października 1943 a 16 lutego 1944 r. w Warszawie rozstrzelano ogółem ponad 1700 osób (nie licząc ponad 3 tysięcy ofiar potajemnych egzekucji w ruinach getta). Ponadto był to terror stosowany na ślepo, dla zastraszenia ludności stolicy i złamania jej ducha oporu - ofiarami egzekucji padali nie tylko więźniowei polityczni z więzienia "Pawiak" lecz także przypadkowi cywile, aresztowani podczas łapanek, których częstotliwość również zaczęła się zwiększać, do nawet kilku dziennie, w różnych rejonach miasta. Nazwiska ofiar pojawiały się na tzw. malinowych afiszach.

                                                    


Po rozpracowaniu kim jest ów tajemniczy "dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego" podpisujący się na nich anonimowo wydano rozkaz jego likwidacji. Wykonała go grupa żołnierzy oddziału specjalnego "Pegaz" wchodzącego w skłąd Kedywu Komendy Głównej AK.

O przygotowaniach i przebiegu całej akcji możemy przeczytać w felietonie pióra Włodzimierza Kalickiego

1 lutego 1944 r. Zamach na Frantza Kutscherę 

Na bezprzykładny terror rozpętany przed czterema miesiącami przez okupanta Kierownictwo Walki Podziemnej odpowiedziało wyrokiem śmierci na jego autora - nowego dowódcę SS i policji na dystrykt warszawski. Kłopot w tym, że KWP nie wiedziało, na kogo wydało wyrok. Niemcy utajnili nazwisko szefa SS i policji. Na ulicznych plakatach informujących o masowych egzekucjach widniało jedynie jego stanowisko służbowe. Zdekonspirował go przed dwoma miesiącami oficer wywiadu "Pegaza". Ustalił, że mieszka on w kamienicy w alei Róż nr 2, nazywa się Franz Kutschera, ma stopień SS-Brigadeführera i jest dowódcą SS i policji 




Bronisław Hellwig "Bruno" i Kazimierz Sott "Sokół" to żołnierze harcerskiego oddziału specjalnego Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK "Pegaz 81" (od: Przeciw gestapo). W słoneczny poranek otwierają drzwi garażu przy ul. Ogrodowej. Dwa stanowiska w garażu zarejestrowane są na nieistniejącego Niemca. Stojące w nich samochody - opel kapitan i mercedes 170 - zdobyto w ciągu ostatniego miesiąca. Do garażu przy Czerniakowskiej wchodzi w tym czasie Michał Issajewicz "Miś", także żołnierz "Pegaza". Po chwili zapala i grzeje silnik popularnego wśród Niemców adlera. W konspiracyjnym mieszkaniu Marii Pisarek na Mokotowskiej ruch zaczyna się dobrze przed 8 rano. Najpierw przychodzą łączniczki. Z pokaźnej skrytki pod parapetem okna w kuchni wyjmują pistolety i fałszywe dokumenty dla "Misia", "Bruna" i "Sokoła". Po nich kolejno zgłaszają się pozostali uczestnicy akcji z I plutonu "Pegaza". Wymieniają dokumenty na fałszywe, biorą broń, angielskie steny i granaty, wychodzą na miasto. Tylko dowódca akcji Bronisław Pietraszewicz "Lot" - niemieckiego MP-40 i dodatkowo krótkiego visa. W ostatniej chwili liczbę zamachowców zwiększono z sześciu do siedmiu, ale organizatorzy akcji zapomnieli dostarczyć do skrytki dodatkowy pistolet maszynowy. Dla debiutującego w akcji bojowej Stanisława Huskowskiego "Alego", który ma być zastępcą "Lota" nie ma broni. "Lot" improwizuje, poleca mu zabrać ze sobą to, co zostało na dnie kuchennej skrytki - teczkę pełną granatów. Co ma z nimi robić? Ano rzucać w Niemców. W jakich Niemców? A tych, którzy się akurat nawiną. To jedyny zgrzyt w akcji dopracowanej w szczegółach jak mechanizm szwajcarskiego zegarka. Na bezprzykładny terror rozpętany przed czterema miesiącami przez okupanta Kierownictwo Walki Podziemnej odpowiedziało wyrokiem śmierci na jego autora - nowego dowódcę SS i policji na dystrykt warszawski. Kłopot w tym, że KWP nie wiedziało, na kogo wydało wyrok. Niemcy utajnili nazwisko szefa SS i policji. Na ulicznych plakatach informujących o masowych egzekucjach widniało jedynie jego stanowisko służbowe. Zdekonspirował go przed dwoma miesiącami oficer wywiadu "Pegaza". Ustalił, że mieszka on w kamienicy w alei Róż nr 2, nazywa się Franz Kutschera, ma stopień SS-Brigadeführera i jest dowódcą SS i policji. Kutschera miał zginąć już przed czterema dniami. Konspiratorzy na próżno jednak czekali w Alejach Ujazdowskich na jego przyjazd. Wieczorem, gdy już rozchodzili się z kontaktowego mieszkania Marii Pisarek, dwóch z nich próbowało zatrzymać patrol żandarmów. Uciekli, lecz Jana Kordulskiego "Żbika" Niemcy postrzelili w rękę. O 8.50 zamachowcy są na swoich miejscach w Alejach Ujazdowskich. Samochody "Bruna", "Sokoła" czają się na rogu Alej Ujazdowskich i Szopena, adler "Misia" zatrzymał się na rogu Alej i Piusa XI. Łączniczka Maria Stypułkowska-Chojecka "Kama" stoi na rogu Alej Ujazdowskich i alei Róż. Gdy Kutschera wsiada do swego opla admirała, "Kama" przekłada swój płaszcz na prawą rękę. Gdy limuzyna Kutschery rusza, "Kama" przechodzi przed nią na drugą stronę Alej Ujazdowskich. Na ten znak Elżbieta Dziębowska "Dewajtis" wyjmuje z dużej torby małą białą torebkę. To sygnał dla Anny Serzyńskiej-Rewskiej "Hanki", która powiadamia dowodzącego akcją "Lota". Teraz "Lot" zdejmuje kapelusz.

                              

 Misterny wianuszek przekazywanych znaków działa bezbłędnie - "Miś" rusza adlerem i zajeżdża drogę samochodowi Kutschery w zaplanowanym przez "Lota" miejscu. "Lot" z odległości metra strzela z pistoletu maszynowego do Kutschery i jego kierowcy. Zdzisław Poradzki "Kruszynka" pakuje serię w wyskakującego z opla kierowcę, drugą w Kutscherę. Z adlera wyskakuje "Miś" i razem z "Kruszynką" wyciągają Kutscherę z opla. Jeszcze żyje. "Miś" dobija go z parabellum. Obaj obszukują trupa w poszukiwaniu dokumentów, ale w kieszeniach munduru ich nie ma. Zabierają pistolet i teczkę Kutschery. Strzelanina w Alejach Ujazdowskich jest coraz gwałtowniejsza. Zdenerwowany "Ali", który miał przekazywać kolegom rozkazy "Lota", bezskutecznie szarpie się z zablokowanym zamkiem teczki pełnej granatów. W końcu bezbronny wpada w panikę i ucieka do dwóch samochodów czekających na rogu Szopena. "Lot" dostaje postrzał w brzuch. Walką żołnierzy "Pegaza" nikt już nie kieruje. Tak mści się brak broni dla "Alego". "Miś" dostaje postrzał w głowę, krew zalewa mu twarz. "Cichy" jest ranny w brzuch. Po chwili kulę w pierś dostaje "Olbrzym". Cudem wszyscy uciekają do aut czekających na Szopena. Oplem kapitanem odjeżdżają zdrowi - kierowca "Bruno", "Kruszynka" i uciekinier "Ali". Mercedesem "Sokoła" uchodzi czwórka rannych i ubezpieczający ich "Juno".

                             

Szóstka zamachowców musi natychmiast znaleźć lekarza. Na placu Bankowym, koło restauracji "Melodia", dyskretnie czeka na ewentualnych rannych konspiracyjny lekarz "Pegaza" Zbigniew Dworak "Dr Maks". Doktor nie ma pojęcia, gdzie i kiedy uderzyli żołnierze "Pegaza". Po prostu ma czekać. O 9.40 przed knajpę zajeżdża osobowy mercedes z wybitymi szybami, z karoserią podziurawioną pociskami. W środku tłoczy się sześciu mężczyzn. Gapie wybałuszają oczy. "Dr Maks" z zimną krwią pakuje się do środka i każe jechać do Szpitala Maltańskiego. Tam jednak nieuprzedzony polski lekarz dyżurny odmawia przyjęcia ciężko rannych. Tłumaczy, że chirurdzy są nieobecni i brak bielizny do operacji. "Dr Maks" zostawia lżej rannych "Misia" i "Olbrzyma", poleca ich opatrzyć. Doktor decyduje się jechać do Szpitala Ujazdowskiego. Na szczęście słabnący "Lot" z trudem wyjaśnia mu, że nieopodal szpitala była akcja. "Dr Maks" postanawia jechać do Szpitala Przemienienia Pańskiego na Sierakowskiego, gdzie sam pracuje. To oznacza, że zostanie zdekonspirowany, ale ratowanie ciężko rannych jest ważniejsze. W drodze upycha jelita wypływające z rany "Cichego". Na rogu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia mercedes staje w korku. Osłupiali Niemcy zaglądają do środka postrzelanego auta, ale nie reagują. Doktor zasłania brzuch "Cichego" paltem. "Sokół" zajeżdża mercedesem pod tylne wejście szpitala. Tamtejsi lekarze działają błyskawicznie - już po chwili zaczynają operować "Lota" i "Cichego". Przed salą operacyjną rannych widzi jednak granatowy policjant, który powiadamia komisariat policji. Gdy operacje kończą się, przed drzwiami staje na straży kolejny policjant, przysłany z komisariatu. W końcu zjawi się tu i gestapo. "Sokół" i "Juno" odjeżdżają postrzelanym mercedesem. Mają rozkaz porzucić auto, ale szkoda im potrzebnego samochodu. Próbują przedostać się na Pragę. Na moście Kierbedzia osaczają ich Niemcy. Obaj strzelają, rzucają granaty i skaczą do Wisły. Giną od strzałów Niemców. Nadzorujący zamach kpt Adam Borys "Pług" na wieść o straży przed salą, w której leżą "Lot" i "Cichy", zarządza ewakuowanie ich. Od zamachu upłynęło już parę godzin. Skąd wziąć ekipę żołnierzy podziemia, którzy przeprowadzą ewakuację? W popołudniowej szkole ogólnokształcącej przy Jasnej jest klasa, do której uczęszczają harcerze z batalionu "Parasol". "Kama" i "Dewajtis" są jej uczennicami. Po zamachu na Kutscherę przyszły do szkoły. Teraz "Kama" wywołuje z klasy chłopców, po których przybył łącznik kpt. "Pługa". O 17 są już na Jagiellońskiej, uzbrojeni, poinstruowani, co mają robić. Do Szpitala Przemienienia Pańskiego wkraczają w czterech grupach. Przed salą na piętrze z rannymi straż trzyma już dwóch granatowych policjantów. Na widok pistoletów w rękach młodych ludzi bez słowa oddają broń. Koledzy ostrożnie pakują rannych na nosze i znoszą do karetki, którą udostępnił akowcom dyrektor Miejskich Zakładów Sanitarnych. Wnętrze jest czarne od pyłu - niedawno przewożono nią węgiel. Sześciu mężczyzn rusza do szpitala na rogu Koszykowej i Chałubińskiego. Przywiezienie ich jest uzgodnione z lekarzem, dr. Piotrowskim, ale gdy już zjawiają się, doktor odmawia. Widząc, w jakim są stanie, pojmuje, że nie będzie mógł im pomóc ani ich ukryć. Radzi jechać do kliniki dr. Henryka Webera, w której czasami przeprowadza operacje. Zawiadomiony telefoniczne dr Weber zgadza się przyjąć rannych, pod warunkiem że on formalnie o niczym nie wie. Ranni dostają kroplówkę, ale o operacji nie ma mowy. Nad ranem załatwiona na lewo karetka przewozi "Lota" do Szpitala Wolskiego. Jest w ciężkim stanie, lekarze wątpią, czy przeżyje. Potem ta sama karetka wiezie "Cichego" i opiekujących się nim akowców do Szpitala Ujazdowskiego. Ale ordynator chirurgii odmawia przyjęcia rannego. Boi się gestapo. Karetka jedzie dalej. W Szpitalu Maltańskim dr Jerzy Dreyza decyduje się przyjąć "Cichego". Ale jego stan jest fatalny - gorączkuje, ma zapalenie otrzewnej. Nie ma szans na przeżycie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz