niedziela, 22 lutego 2015

22 luty

,,...Rodem warszawianin, sercem polak, a talentem świata obywatel...", jak napisał o nim Cyprian Kamil Norwid przyszedł na świat 205 lat temu


Poniżej tylko jeden drobny fragmencik z twórczości tego o którym bez przesady powiedział do krytyków muzycznych jego rówieśnik Robert Schumann powiedział "Hut ab, ihr, Herren, ein Genie!" ("Kapelusze z głów, panowie – oto geniusz!"). Twórczości której monotonność instrumentalną on sam tłumaczył żartobliwie mówiąc „Ja mam w łepetynie tylko klawisze…”




niedziela, 15 lutego 2015

15 lutego

To już pół wieku jak nie ma go wśród nas...ale pozostał jego wspaniały głos...i jego równie wspaniale śpiewająca córka




poniedziałek, 9 lutego 2015

8 luty
428 lat temu miało miejsce jedno z najbardziej sensacyjnych wydarzeń w dziejach XVI-wiecznej Europy, Bywało iż władcy ginęli w bitwach, lub w zamachach...ale by jeden chrześcijański władca zabił drugiego wziętego do niewoli ? I to niewiasta niewiastę?? Skandal! A tak właśnie się stało w przypadku wydarzeń na zamku Fotheringhay...






8 lutego 1587 r. została tam ścięta Maria Stuart królowa Szkocji. Osobą na polecenia której to nastąpiło był królowa Anglii Elżbieta I, prywatnie jej...ciotka (ojciec Marii Stuart, Jakub V i Elżbieta I byli kuzynami). Szkocja od średniowiecza byłą solą w oku Anglików, którzy w wyniku klęski pod Bannockburn (1314r.) zmuszeni byli uznać niepodległość Szkocji. Po śmierci Jakuba V w 1542 r.(szok po klęsce w bitwie z Anglikami pod Solway Moss), formalnie tron przejęła jego córka Maria, acz w jej imieniu (w momencie śmierci ojca miała tylko 6 dni) rządzili regenci - najpierw hrabia Arran, a potem królowa-wdowa Maria de Guise. Sama Maria, według przekazów historycznych osoba piękna, mądra i wszechstronnie wykształcona została wydana za delfina (następcę tronu francuskiego) Franciszka, panującego w latach 1559-1560 jako Franciszek II. Tak więc przez 1,5 roku Francja i Szkocja (tradycyjne sojuszniczki) były również połączone unią personalną. Po śmierci męża Maria wróciła do Szkocji, gdzie czekała na nią niewesoła rzeczywistość. Problemem był fakt iż była zagorzałą katoliczką, a Szkocja był krajem protestanckim. . Coraz większą popularność zdobywał sobie kaznodzieja John Knox który wygłaszał liczne oszczercze mowy wobec Marii, ganił jej rzekomy swobodny tryb życia, brak moralności, uczęszczanie na mszę, tańczenie, ekstrawagancki ubiór itp. Po 5 latach wdowieństwa wyszła za mąż za Henryka Stuarta, lorda Darnley. Ślub z czołowym przedstawicielem frakcji katolickiej wywołał otwartą rebelię protestantów, do których przyłączył się też brat Marii, lord Moray. On i inni buntowniczy lordowie zostali pokonani przez wojska Marii, które ona sama poprowadziła. To małżeństwo rozwścieczyło także Elżbietę I, która uważała, że Darnley jako poddany angielski powinien uzyskać jej zgodę na ślub. Elżbieta czuła się teraz podwójnie zagrożona, bo małżeństwo to dawało dzieciom Marii silne prawa do sukcesji tronu, zarówno szkockiego jak i angielskiego (jego owocem był syn, nazwany po dziadku Jakubem). Po pewnym czasie Darnley zaczął się stawać coraz bardziej arogancki, żądał nazywania go królem i by przysługiwały mu królewskie uprawnienia. Doprowadził do zamordowania na oczach małżonki jej sekretarza Davida Rizzio (oskarżonego o bycie kochankiem królowej) co doprowadziło do rozpadu małżeństwa.Rok potem Darnley zginął w tajemniczych okolicznościach, a Maria poślubiła hrabiego Bothwella. Jednak wskutek buntu lordów Maria została przez nich uwięziona. Udało się jej zbiec do Anglii, gdzie została ugoszczona przez Elżbietę I, któa miała problem co zrobić z nieproszonym, i dość niebezpiecznym dla niej gościem. Stopniowo gościna zmieniała się w więzienie, a Maria traciła wszystkie przywileje. Nie układały się także stosunki z jej synem - Jakub nie żywił przyjaznych uczuć do matki. Został wychowany przez jej nieprzyjaciół, którzy przekonali go, że matka zamordowała jego ojca, aby wyjść za kochanka. W wyniku tego gardził matką i miał obawy, że gdyby powróciła, mogłaby odebrać mu koronę. Przyczyną procesu i tragicznego końca Marii był katolicki spisek zawiązany przeciw Elżbiecie I w marcu 1586 r. przez Anthonego Babingtona. Spiskowcy w ciągu kilku miesięcy spiskowcy ułożyli plan: zamierzali uwolnić Marię Stuart, zamordować królową Elżbietę i wzniecić bunt, wspomagany przez wojska zagraniczne (prawdopodobnie hiszpańskie). Posłaniec kursujący między spiskowcami a Marią Stuart okazał się podwójnym agentem na usługach sir Francisa Walsinghama, najbliższego doradcy Elżbiety I i szefa jej tajnych służb. W efekcie spisek został rozbity w sierpniu tego roku, a spiskowcy aresztowani i straceni. Listy wymieniane między nimi a Marią Stuart stały się koronnym dowodem przeciw niej. Została ona oskarżona o udział w spisku przeciwko życiu królowej Elżbiety na podstawie Ustawy o Współdziałaniu, uchwalonej przez parlament angielski w 1584 roku, przewidującej aby karać wszystkich spiskujących przeciwko Elżbiecie. 27 października  Izba Gwiaździsta na posiedzeniu w Westminsterze oświadczyła, że Maria jest winna "układania i planowania od 1 czerwca zdarzeń, zmierzających do śmierci i zniszczenia królowej Anglii" oraz zaleciła karę śmierci. Elżbieta I podpisała wyrok. Tuż przed egzekucją Maria wybaczyła katom. Położyła głowę na pniu w spokoju, kilka razy zawołała In manus tuas, Domine, po czym przystąpiono do ścięcia. Kat uderzał w szyję Marii trzykrotnie, zanim pozbawił ją życia. Próbując później pokazać tłumowi odciętą głowę złapał ją za włosy, które okazały się peruką, a sama głowa potoczyła się po podeście.


Po śmierci Elżbiety I w 1603 r. tron angielski objął jako Jakub I...Jakub VI, król Szkocji . W ten sposób Elżbieta upiekła dwie pieczenie przy jednym ogniu. "Wynagrodziła" mu skazanie na śmierć jego matki, i w sposób pokojowy osiągnęła to czego nie dokonali zbrojnie jej poprzednicy - połączyła Szkocję z Anglią w jedno państwo. Długonogi zwany też Młotem na Szkotów musiał się przewracać ze złości w grobie...ofiary klęsk pod Stirling, pod Bannockburn, egzekucja Williama Wallece'a...wszystko okazało się niepotrzebne.

poniedziałek, 2 lutego 2015

1 luty

71 lat temu miała miejsce najgłośniejsza akcja polskiego podziemia w czasie II wojny światowej, przedstawiona w znakomitym filmie wojennym Jerzego Passendorfera z 1959 r. "Zamach".

                                                  

Kto był jego ofiarą? Jedna z najkrwawszych postaci niemieckiego aparatu terroru na okupowanych ziemiach polskich - dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego, SS - Brigadefuhrer Franz Kutschera.  Od momentu objęcia tego stanowiska jesienią 1943 r. rozpętał on wobec ludności okupowanej Warszawy terror na skalę dotąd niespotykaną, Dość powiedzieć że w 35 egzekucjach ulicznych między 16 października 1943 a 16 lutego 1944 r. w Warszawie rozstrzelano ogółem ponad 1700 osób (nie licząc ponad 3 tysięcy ofiar potajemnych egzekucji w ruinach getta). Ponadto był to terror stosowany na ślepo, dla zastraszenia ludności stolicy i złamania jej ducha oporu - ofiarami egzekucji padali nie tylko więźniowei polityczni z więzienia "Pawiak" lecz także przypadkowi cywile, aresztowani podczas łapanek, których częstotliwość również zaczęła się zwiększać, do nawet kilku dziennie, w różnych rejonach miasta. Nazwiska ofiar pojawiały się na tzw. malinowych afiszach.

                                                    


Po rozpracowaniu kim jest ów tajemniczy "dowódca SS i policji dystryktu warszawskiego" podpisujący się na nich anonimowo wydano rozkaz jego likwidacji. Wykonała go grupa żołnierzy oddziału specjalnego "Pegaz" wchodzącego w skłąd Kedywu Komendy Głównej AK.

O przygotowaniach i przebiegu całej akcji możemy przeczytać w felietonie pióra Włodzimierza Kalickiego

1 lutego 1944 r. Zamach na Frantza Kutscherę 

Na bezprzykładny terror rozpętany przed czterema miesiącami przez okupanta Kierownictwo Walki Podziemnej odpowiedziało wyrokiem śmierci na jego autora - nowego dowódcę SS i policji na dystrykt warszawski. Kłopot w tym, że KWP nie wiedziało, na kogo wydało wyrok. Niemcy utajnili nazwisko szefa SS i policji. Na ulicznych plakatach informujących o masowych egzekucjach widniało jedynie jego stanowisko służbowe. Zdekonspirował go przed dwoma miesiącami oficer wywiadu "Pegaza". Ustalił, że mieszka on w kamienicy w alei Róż nr 2, nazywa się Franz Kutschera, ma stopień SS-Brigadeführera i jest dowódcą SS i policji 




Bronisław Hellwig "Bruno" i Kazimierz Sott "Sokół" to żołnierze harcerskiego oddziału specjalnego Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK "Pegaz 81" (od: Przeciw gestapo). W słoneczny poranek otwierają drzwi garażu przy ul. Ogrodowej. Dwa stanowiska w garażu zarejestrowane są na nieistniejącego Niemca. Stojące w nich samochody - opel kapitan i mercedes 170 - zdobyto w ciągu ostatniego miesiąca. Do garażu przy Czerniakowskiej wchodzi w tym czasie Michał Issajewicz "Miś", także żołnierz "Pegaza". Po chwili zapala i grzeje silnik popularnego wśród Niemców adlera. W konspiracyjnym mieszkaniu Marii Pisarek na Mokotowskiej ruch zaczyna się dobrze przed 8 rano. Najpierw przychodzą łączniczki. Z pokaźnej skrytki pod parapetem okna w kuchni wyjmują pistolety i fałszywe dokumenty dla "Misia", "Bruna" i "Sokoła". Po nich kolejno zgłaszają się pozostali uczestnicy akcji z I plutonu "Pegaza". Wymieniają dokumenty na fałszywe, biorą broń, angielskie steny i granaty, wychodzą na miasto. Tylko dowódca akcji Bronisław Pietraszewicz "Lot" - niemieckiego MP-40 i dodatkowo krótkiego visa. W ostatniej chwili liczbę zamachowców zwiększono z sześciu do siedmiu, ale organizatorzy akcji zapomnieli dostarczyć do skrytki dodatkowy pistolet maszynowy. Dla debiutującego w akcji bojowej Stanisława Huskowskiego "Alego", który ma być zastępcą "Lota" nie ma broni. "Lot" improwizuje, poleca mu zabrać ze sobą to, co zostało na dnie kuchennej skrytki - teczkę pełną granatów. Co ma z nimi robić? Ano rzucać w Niemców. W jakich Niemców? A tych, którzy się akurat nawiną. To jedyny zgrzyt w akcji dopracowanej w szczegółach jak mechanizm szwajcarskiego zegarka. Na bezprzykładny terror rozpętany przed czterema miesiącami przez okupanta Kierownictwo Walki Podziemnej odpowiedziało wyrokiem śmierci na jego autora - nowego dowódcę SS i policji na dystrykt warszawski. Kłopot w tym, że KWP nie wiedziało, na kogo wydało wyrok. Niemcy utajnili nazwisko szefa SS i policji. Na ulicznych plakatach informujących o masowych egzekucjach widniało jedynie jego stanowisko służbowe. Zdekonspirował go przed dwoma miesiącami oficer wywiadu "Pegaza". Ustalił, że mieszka on w kamienicy w alei Róż nr 2, nazywa się Franz Kutschera, ma stopień SS-Brigadeführera i jest dowódcą SS i policji. Kutschera miał zginąć już przed czterema dniami. Konspiratorzy na próżno jednak czekali w Alejach Ujazdowskich na jego przyjazd. Wieczorem, gdy już rozchodzili się z kontaktowego mieszkania Marii Pisarek, dwóch z nich próbowało zatrzymać patrol żandarmów. Uciekli, lecz Jana Kordulskiego "Żbika" Niemcy postrzelili w rękę. O 8.50 zamachowcy są na swoich miejscach w Alejach Ujazdowskich. Samochody "Bruna", "Sokoła" czają się na rogu Alej Ujazdowskich i Szopena, adler "Misia" zatrzymał się na rogu Alej i Piusa XI. Łączniczka Maria Stypułkowska-Chojecka "Kama" stoi na rogu Alej Ujazdowskich i alei Róż. Gdy Kutschera wsiada do swego opla admirała, "Kama" przekłada swój płaszcz na prawą rękę. Gdy limuzyna Kutschery rusza, "Kama" przechodzi przed nią na drugą stronę Alej Ujazdowskich. Na ten znak Elżbieta Dziębowska "Dewajtis" wyjmuje z dużej torby małą białą torebkę. To sygnał dla Anny Serzyńskiej-Rewskiej "Hanki", która powiadamia dowodzącego akcją "Lota". Teraz "Lot" zdejmuje kapelusz.

                              

 Misterny wianuszek przekazywanych znaków działa bezbłędnie - "Miś" rusza adlerem i zajeżdża drogę samochodowi Kutschery w zaplanowanym przez "Lota" miejscu. "Lot" z odległości metra strzela z pistoletu maszynowego do Kutschery i jego kierowcy. Zdzisław Poradzki "Kruszynka" pakuje serię w wyskakującego z opla kierowcę, drugą w Kutscherę. Z adlera wyskakuje "Miś" i razem z "Kruszynką" wyciągają Kutscherę z opla. Jeszcze żyje. "Miś" dobija go z parabellum. Obaj obszukują trupa w poszukiwaniu dokumentów, ale w kieszeniach munduru ich nie ma. Zabierają pistolet i teczkę Kutschery. Strzelanina w Alejach Ujazdowskich jest coraz gwałtowniejsza. Zdenerwowany "Ali", który miał przekazywać kolegom rozkazy "Lota", bezskutecznie szarpie się z zablokowanym zamkiem teczki pełnej granatów. W końcu bezbronny wpada w panikę i ucieka do dwóch samochodów czekających na rogu Szopena. "Lot" dostaje postrzał w brzuch. Walką żołnierzy "Pegaza" nikt już nie kieruje. Tak mści się brak broni dla "Alego". "Miś" dostaje postrzał w głowę, krew zalewa mu twarz. "Cichy" jest ranny w brzuch. Po chwili kulę w pierś dostaje "Olbrzym". Cudem wszyscy uciekają do aut czekających na Szopena. Oplem kapitanem odjeżdżają zdrowi - kierowca "Bruno", "Kruszynka" i uciekinier "Ali". Mercedesem "Sokoła" uchodzi czwórka rannych i ubezpieczający ich "Juno".

                             

Szóstka zamachowców musi natychmiast znaleźć lekarza. Na placu Bankowym, koło restauracji "Melodia", dyskretnie czeka na ewentualnych rannych konspiracyjny lekarz "Pegaza" Zbigniew Dworak "Dr Maks". Doktor nie ma pojęcia, gdzie i kiedy uderzyli żołnierze "Pegaza". Po prostu ma czekać. O 9.40 przed knajpę zajeżdża osobowy mercedes z wybitymi szybami, z karoserią podziurawioną pociskami. W środku tłoczy się sześciu mężczyzn. Gapie wybałuszają oczy. "Dr Maks" z zimną krwią pakuje się do środka i każe jechać do Szpitala Maltańskiego. Tam jednak nieuprzedzony polski lekarz dyżurny odmawia przyjęcia ciężko rannych. Tłumaczy, że chirurdzy są nieobecni i brak bielizny do operacji. "Dr Maks" zostawia lżej rannych "Misia" i "Olbrzyma", poleca ich opatrzyć. Doktor decyduje się jechać do Szpitala Ujazdowskiego. Na szczęście słabnący "Lot" z trudem wyjaśnia mu, że nieopodal szpitala była akcja. "Dr Maks" postanawia jechać do Szpitala Przemienienia Pańskiego na Sierakowskiego, gdzie sam pracuje. To oznacza, że zostanie zdekonspirowany, ale ratowanie ciężko rannych jest ważniejsze. W drodze upycha jelita wypływające z rany "Cichego". Na rogu Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia mercedes staje w korku. Osłupiali Niemcy zaglądają do środka postrzelanego auta, ale nie reagują. Doktor zasłania brzuch "Cichego" paltem. "Sokół" zajeżdża mercedesem pod tylne wejście szpitala. Tamtejsi lekarze działają błyskawicznie - już po chwili zaczynają operować "Lota" i "Cichego". Przed salą operacyjną rannych widzi jednak granatowy policjant, który powiadamia komisariat policji. Gdy operacje kończą się, przed drzwiami staje na straży kolejny policjant, przysłany z komisariatu. W końcu zjawi się tu i gestapo. "Sokół" i "Juno" odjeżdżają postrzelanym mercedesem. Mają rozkaz porzucić auto, ale szkoda im potrzebnego samochodu. Próbują przedostać się na Pragę. Na moście Kierbedzia osaczają ich Niemcy. Obaj strzelają, rzucają granaty i skaczą do Wisły. Giną od strzałów Niemców. Nadzorujący zamach kpt Adam Borys "Pług" na wieść o straży przed salą, w której leżą "Lot" i "Cichy", zarządza ewakuowanie ich. Od zamachu upłynęło już parę godzin. Skąd wziąć ekipę żołnierzy podziemia, którzy przeprowadzą ewakuację? W popołudniowej szkole ogólnokształcącej przy Jasnej jest klasa, do której uczęszczają harcerze z batalionu "Parasol". "Kama" i "Dewajtis" są jej uczennicami. Po zamachu na Kutscherę przyszły do szkoły. Teraz "Kama" wywołuje z klasy chłopców, po których przybył łącznik kpt. "Pługa". O 17 są już na Jagiellońskiej, uzbrojeni, poinstruowani, co mają robić. Do Szpitala Przemienienia Pańskiego wkraczają w czterech grupach. Przed salą na piętrze z rannymi straż trzyma już dwóch granatowych policjantów. Na widok pistoletów w rękach młodych ludzi bez słowa oddają broń. Koledzy ostrożnie pakują rannych na nosze i znoszą do karetki, którą udostępnił akowcom dyrektor Miejskich Zakładów Sanitarnych. Wnętrze jest czarne od pyłu - niedawno przewożono nią węgiel. Sześciu mężczyzn rusza do szpitala na rogu Koszykowej i Chałubińskiego. Przywiezienie ich jest uzgodnione z lekarzem, dr. Piotrowskim, ale gdy już zjawiają się, doktor odmawia. Widząc, w jakim są stanie, pojmuje, że nie będzie mógł im pomóc ani ich ukryć. Radzi jechać do kliniki dr. Henryka Webera, w której czasami przeprowadza operacje. Zawiadomiony telefoniczne dr Weber zgadza się przyjąć rannych, pod warunkiem że on formalnie o niczym nie wie. Ranni dostają kroplówkę, ale o operacji nie ma mowy. Nad ranem załatwiona na lewo karetka przewozi "Lota" do Szpitala Wolskiego. Jest w ciężkim stanie, lekarze wątpią, czy przeżyje. Potem ta sama karetka wiezie "Cichego" i opiekujących się nim akowców do Szpitala Ujazdowskiego. Ale ordynator chirurgii odmawia przyjęcia rannego. Boi się gestapo. Karetka jedzie dalej. W Szpitalu Maltańskim dr Jerzy Dreyza decyduje się przyjąć "Cichego". Ale jego stan jest fatalny - gorączkuje, ma zapalenie otrzewnej. Nie ma szans na przeżycie