Wczoraj minęła 69 rocznica użycia po raz drugi w historii broni atomowej. Tym razem, w przeciwieństwie do Hiroszimy pierwotny cel ataku okazał się być inny od ostatecznego. O tym dlaczego tak się stało możemy dowiedzieć się z felietonu autorstwa Włodzimierza Kalickiego.
9
VIII 1945.
Dziura w chmurach
Dochodzi
wpół do trzeciej nad ranem. Nad amerykańską bazą lotniczą na
wyspie Tinian w archipelagu Marianów na Pacyfiku szaleje tropikalna
burza. Błyskawice biją tak często, że mimo ściany deszczu jest
zupełnie jasno. Major Charles B. Sweeney daje załodze bombowca
strategicznego B-29 zwanego "Bock's Car", od nazwiska jego
dowódcy Fredericka Bocka, rozkaz rozgrzania silników. Ta misja
bombowca jest tak ważna, że dowodzi nią mjr Sweeney, a nie dowódca
samolotu.
Poprzedniego
dnia do komory bombowej "Bock's Cara" podniesiono potężnym
siłownikiem hydraulicznym 4,5-tonowe stalowe jajo o długości 2
metrów, zakończone pudełkowym statecznikiem ze stalowej blachy. To
"Fat Man", Grubas, pierwsza w historii bomba atomowa z
plutonu, silniejsza od bomby z uranu zrzuconej przed trzema dniami na
Hiroszimę. Nalot na Hiroszimę, zakończony całkowitym zniszczeniem
miasta i z pewnością ogromną - choć na razie nieznaną - liczbą
ofiar, amerykańskie władze chcą wykorzystać do zmuszenia Japonii
do bezwarunkowej kapitulacji. Natychmiast po otrzymaniu potwierdzonej
wiadomości o gigantycznym wybuchu nad Hiroszimą Biały Dom
przekazał do prasy komunikat, w którym nazwał bombę atomową
"największym w historii osiągnięciem zorganizowanej nauki",
i zagroził "takim deszczem ruin z powietrza, jakiego na ziemi
nigdy nie widziano". Na zajętych przez Amerykanów Marianach
nazajutrz po pierwszym ataku atomowym zabrano się do druku 6
milionów ulotek w języku japońskim opisujących skutki wybuchu
bomby atomowej i zapowiadających dalsze ataki, jeśli Japonia
natychmiast nie skapituluje. Tekst sugeruje Japończykom, by
natychmiast zaczęli pisać do swego cesarza petycje z prośbą o
zakończenie wojny. Ulotki mają być rozrzucone z samolotów nad 47
japońskimi miastami liczącymi powyżej 100 tys. mieszkańców.
Kłopot
jednak w tym, że druk opóźnia się, a w magazynach US Air Force na
Marianach brakuje specjalnych bomb T-3 przeznaczonych do rozrzucania
ulotek.
Tymczasem
Waszyngton i najwyżsi dowódcy wojskowi od dwóch dni naciskają, by
kolejną bombę zrzucić jak najszybciej, by w Japonii powstało
wrażenie, że amerykańskie magazyny pełne są nowej, straszliwej
broni.
Z
przyspieszeniem drugiego atomowego nalotu było jednak mnóstwo
trudności. Zaplanowano go pierwotnie na 11 sierpnia, ale kpt.
William Parsons i fizyk Norman F. Ramsey, którzy od ponad roku brali
udział w konstruowaniu podzespołów bomb, a w końcu oddelegowani
zostali na Mariany, by kierować ich montażem, przed dwoma dniami
poinformowali ppłk. Paula W. Tibbetsa, dowódcę 393. Eskadry
Bombowej przeznaczonej do zrzucania bomb atomowych, że termin
drugiego zrzucenia bomby da się przesunąć na 10 sierpnia. Tibbets
jednak marudził - prognozy pogody przewidują dobrą pogodę nad
Japonią do 9 sierpnia, a potem pięciodniowe silne zachmurzenie.
Ostatecznie Tibbets postawił na swoim - nalot z użyciem "Fat
Mana" przyspieszono.
O
włos jednak skończyłby się on kompromitującym niewypałem. Przed
dwoma dniami w pośpiechu dokończono montażu bomby i uzbrojenia
jej. W nocy z 7 na 8 sierpnia, gdy spoczywała w klimatyzowanym
pomieszczeniu montażowym, młodziutki członek zespołu
uzbrajającego, podporucznik marynarki Bernard J. O'Keefe jeszcze raz
sprawdził kable łączące zainstalowany z przodu zapalnik z
czterema radarami do ustalania wysokości lecącej bomby. Przerażony
O'Keefe odkrył, że technicy w pośpiechu zamienili kable. Ich
powtórna zamiana wymagałaby rozmontowania bomby i oznaczała co
najmniej dzień spóźnienia. O'Keefe zaryzykował i wbrew
najsurowszym zakazom instrukcji uzbrajania bomby rozlutował tuż
przy zapalniku końcówki kabli, zamienił je i powtórnie
przylutował.
O
3.47 przeciążony "Fat Manem" i maksymalnym zapasem paliwa
B-29 startuje z Tinianu. Cel - arsenał w mieście Kokura na
północnym brzegu Kiusiu. Dystans do celu - 2400 km.
Lot
jest spokojny, wręcz nudny. Mjr Sweeney włącza automatycznego
pilota. Godziny płyną leniwie. Wreszcie widać brzegi Kiusiu.
Sweeney odkrywa nieprzyjemną niespodziankę - nie działa pompa
obsługująca 2300-litrowy zbiornik paliwa zamontowany w tylnej
komorze bombowej. To znaczy, że nie będzie można dłużej kołować
nad celem. Niedługo potem - kolejna niemiła niespodzianka. Dwa
obserwacyjne B-29, z którymi "Bock's Car" miał się
spotkać nad Yakushimą, nie nadleciały. Bombowiec przez godzinę,
do 8.50, krąży na wysokości 5200 m nad Yakushimą w oczekiwaniu na
meldunki meteo. W dole szaleje szkwał, po skrzydłach B-29 skaczą
ognie św. Elma. Wreszcie rozpoznawczy samolot znad Kokury nadaje, że
trzecią część nieba zakrywają tam niskie chmury, a pogoda stale
się poprawia. Sweeney skręca w kierunku Kokury. Na miejscu okazuje
się, że miasto zasłania gęsta mgła pomieszana ze smogiem.
Na
niebie wykwitają obłoczki wybuchów pocisków dział
przeciwlotniczych.
Sweeney
decyduje się natychmiast - lecimy nad cel zapasowy! To Nagasaki.
Paliwa
jest tak mało, że "Bock's Car" może przelecieć tylko
raz nad Nagasaki, a i tak czeka go na Tinianie lądowanie awaryjne.
O
10.50 zbrojmistrz "Fat Mana" komandor podporucznik
marynarki Frederick L. Asworth wyjmuje zielone wtyczki z zapalnika
bomby i wkłada w gniazda wtyczki czerwone. "Fat Man" jest
ostatecznie uzbrojony.
Nagasaki
spowija gęsta otulina chmur. Mjr Sweeney może wartą kilkaset
milionów dolarów bombę wyrzucić do morza albo zrzucić niemal na
oślep, wedle bardzo nieprecyzyjnych wskazań radaru. Wtedy może ona
eksplodować nad polami pod miastem. Zbrojmistrz Asworth nalega, by
atakować wedle radaru. B-29 leci nad nieprzeniknioną równiną
niskich chmur. Nagle ukazuje się w nich dziura. W dole widać
miasto. Bombardier ma tylko 20 sekund, by otworzyć luk bombowy i
naprowadzić maszynę nad cel widoczny w szybko zasklepiającej się
dziurze w chmurach.
"Fat
Man" leci w dół, pozbawiony obciążenia samolot w tej samej
chwili podrywa się w górę. O 11.02 bomba eksploduje 500 m nad
położoną na zboczu góry dzielnicą Nagasaki.
Uczennica
liceum dla dziewcząt Iwanaga Setsuko pracuje w wydziale śrub do
torped fabryki broni Mitsubishi. Siedzi na drugim piętrze
drewnianego baraku. Gdy słyszy wycie syren przeciwlotniczych, zbiega
do prowizorycznego schronu pod pobliską świątynią shinto.
Wyraźnie słyszy warkot silników B-29. Za okienkiem schronu rozpala
się straszliwy jaskrawożółty błysk. Setsuko rzuca się pod
biurko. Świątynia wali się w gruzy, w schronie robi się
straszliwie gorąco, w powietrzu latają kawałki desek i metalowych
prętów. Przez okno Setsuko widzi młodego robotnika z rozerwanym
torsem, który nie wiadomo jakim cudem stoi nieruchomo jak posąg.
Gdy wraz z koleżanką wygrzebuje się z zawalonego bunkra, wkracza w
morze płonących ruin, poparzonych, zdeformowanych zwłok. Ranni są
całkiem otępiali, spalona skóra schodzi z nich wielkimi płatami.
Wołania o pomoc mieszają się z rykiem rannych i błaganiem
poparzonych o łyk wody.
Na
Marianach, w wojskowej drukarni, kończy się druk ulotek
ostrzegających Japończyków przed bombami atomowymi. Wedle planu na
Nagasaki mają być zrzucone następnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz