niedziela, 31 sierpnia 2014

31 sierpnia

75 lat temu doszło do jednej z najbardziej znanych prowokacji służb specjalnych III Rzeszy. Mowa tu o tzw. prowokacji gliwickiej.

 

Jest to najbardziej znana spośród tego typu akcji dokonanych przez dywersantów hitlerowskich w ciągu kilku dni przed wybuchem II wojny światowej. Inne to tzw. incydent jabłonkowski, zamach bombowy na dworcu kolejowym w Tarnowie, czy napad na niemiecką komorę celną w Hochlinden – obecnie dzielnica Rybnika, Stodoły). Ich organizatorem był szef RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) - Reinhard Heydrich, człowiek nazywany budzący przerażenie nawet wśród elit politycznych  III Rzeszy, nazywany "blond bestią" lub archaniołem zła" (zdjęcie poniżej).

             

Mimo że akcją w Gliwicach dowodził jeden z najlepszych niemieckich specjalistów od "brudnej roboty" - Alfred Naujocks (zdjęcie poniżej), to nie wszystko poszło tak jak zaplanowano, a sam Heydrich był przekonany że nie doszła ona do skutku. O tym dlaczego tak się stało możemy przeczytać w poniższym felietonie pióra Włodzimierza Kalickiego.

   


31 sierpnia 1939 r.   Babcia umarła bez komunikatu

O 16 szef SD, Służby Bezpieczeństwa SS, Gruppenführer Reinhard Heydrich
telefonuje ze swego biura w Berlinie do hotelu Haus Oberschlesien w Gliwicach.
Telefon odbiera SS-Sturmbannführer Alfred Naujocks, jeden z najlepszych speców SD
od sabotażu i dywersji.

"Proszę o telefon" - mówi tylko Heydrich.                                                                                               Naujocks natychmiast oddzwania                                                                                                               "Babcia umarła" - mówi Heydrich i rozłącza się.

To sygnał do rozpoczęcia wymyślonej przez Heydricha akcji dywersyjnej w przededniu ataku III Rzeszy na Polskę. Przebrani za polskich powstańców, mówiący po polsku esesmani mają zaatakować trzy obiekty na przygranicznym terytorium Niemiec: leśniczówkę w Byczynie, urząd celny w Stodołach i radiostację w Gliwicach. Operację tę zaakceptował Hitler, a Reichsführer SS Heinrich Himmler niedawno osobiście incognito wizytował miejsce akcji w Stodołach.
Pierwotne plany przewidywały pozostawienie na miejscu prowokacji zabitych więźniów hitlerowskich obozów koncentracyjnych jako rzekomo zastrzelonych w walce polskich napastników. Heydrich nazwał ich "konserwami". Ostatecznie zdecydowano, że w budynku radiostacji w Gliwicach ma być zabita tylko jedna ofiara. Gestapo wytypowało na nią Franza Honioka, obywatela i mieszkańca Niemiec, ale sympatyka Polski. Honiok brał udział po stronie polskiej w III powstaniu śląskim. Do 1925 roku mieszkał w Polsce, ale z powodu biedy przeprowadził się do Niemiec.
Poprzedniego dnia został podstępnie, niemal bez świadków, aresztowany we wsi Łubie, w której mieszkał, i przewieziony do pojedynczej celi w więzieniu policyjnym w Gliwicach.
Około 18 przed gmachem prezydium policji w Gliwicach parkują dwa samochody. Z czarnej limuzyny wysiada esesman. W policyjnym więzieniu narzuca na mundur biały lekarski kitel zabrany z punktu sanitarnego i razem z komisarzem policji idzie do celi Franza Honioka.
Esesman w białym kitlu wyjmuje z kieszeni strzykawkę i jakąś ampułkę. Honiok bez protestu odwija rękaw koszuli. Po zastrzyku świat zaczyna mu wirować przed oczami. Narkotyk sprawia, że więzień traci kontakt z rzeczywistością. Komisarz policji zapina mu rękaw, potem bierze pod ramię i wyprowadza go na wewnętrzny dziedziniec więzienia. Tam wpycha Honioka do jednego z samochodów, na miejsce obok kierowcy. Oba auta natychmiast odjeżdżają.
Jest już po 19, gdy w pokoju nr 7 hotelu Haus Oberschlesien zbierają się esesmani grupy uderzeniowej. Naujocks wyjaśnia im, że mają upozorować atak polskich powstańców na budynek radiostacji w Gliwicach. Podczas napadu wolno porozumiewać się wyłącznie po polsku, wolno też po polsku kląć i przeklinać Niemców. Na koniec ma być odczytana na antenie, po polsku, antyniemiecka odezwa. Inna grupa podrzuci do radiostacji zwłoki człowieka, które mają udawać jednego z zabitych polskich napastników.
O 19.45 siedmiu esesmanów Naujocksa opuszcza w cywilnych ubraniach Haus Oberschlesien. Przed hotelem czekają na nich dwa samochody osobowe. Kierowcą jednego z nich jest Fedor Jansch. O 20 samochody grupy Naujocksa zatrzymują się przed wejściem do budynku gliwickiej radiostacji. Strażników radiostacji nie ma - na rozkaz SS zostali kilka godzin wcześniej usunięci. Napastnicy przechodzą przez maszynownię i kierują się do oddzielonej dwiema szklanymi ścianami sali nadawczej. Siedzą w niej główny telegrafista Nawroth, dyżurny maszynista Kotz, dozorca Foitzik, urzędnik pocztowy, dowódca warty policyjnej.
Foitzik dostrzega gości, wychodzi z sali nadawczej i pyta, czego sobie życzą. Przybysze wyciągają pistolety i krzyczą po polsku: "Ręce do góry!".
Pierwszy podnosi ręce dowódca policyjnej warty, po nim pozostali pracownicy. Napastnicy, klnąc po polsku, przyniesionym ze sobą cienkim sznurkiem krępują im ręce na plecach, sprowadzają do piwnicy i tam każą ustawić się twarzami do ściany.
Jeden z napastników, doktor nauk technicznych, próbuje uruchomić mikrofon. Bez skutku. Naujocks rozkazuje przyprowadzić z piwnicy telegrafistę Nawrotha. Bity kolbą pistoletu Nawroth powtarza, że radiostacja w Gliwicach nie nadaje własnego programu, lecz transmituje program radiostacji wrocławskiej. Przygotowane tu audycje przesyłane są do silnej, regionalnej radiostacji we Wrocławiu i nadawane stamtąd. Gliwice mogą lokalnie emitować przez łącza urzędu telegraficznego jedynie to, co w tym samym czasie nadaje Wrocław.
To kompletna klapa przygotowanej pośpiesznie, bez należytego rozpoznania, akcji. Naujocks wpada we wściekłość. Każe sprowadzić z piwnicy Kotza i Foitzika, ale ci, mimo bicia, powtarzają, że o technice stacji nie mają pojęcia.
Radiotechnik z grupy Naujocksa wpada jednak na pomysł, który może uratować całą operację. Wysokim masztom radiowym grozi podczas niepogody uderzenie pioruna. Dlatego buduje się je z drewna, a gdy zbliża się burza, przerywa się nadawanie audycji i uziemia maszt, a przez awaryjny mikrofon, tak zwany mikrofon burzowy, słuchacze zawiadamiani są o przerwie w nadawaniu.
Esesmani Naujocksa rzucają się do szukania mikrofonu burzowego. Znajdują go w szafce z narzędziami. Technik Naujocksa odłącza od wzmacniacza przewód z emitowanym przez Wrocław programem i podłącza mikrofon burzowy.
"Uwaga! Tu Gliwice! Radiostacja znajduje się w polskich rękach..." - jeden z napastników odczytuje po polsku prowokacyjny komunikat. Na rozkaz Naujocksa w tym czasie jego koledzy wykrzykują po polsku pogróżki pod adresem Niemców i strzelają w sufit. Słuchacze powinni odnieść wrażenie, że podczas wygłaszania komunikatu w radiostacji ciągle trwa walka z napastnikami.
Mieszkający nieopodal kierownik gliwickiej radiostacji z zawodowego przyzwyczajenia słucha wieczornej audycji. Gdy słyszy pierwsze słowa komunikatu o napadzie, nie zastanawiając się, w koszuli, wybiega z domu. Po chwili z okrzykiem: "Co tu się dzieje!?", wpada do budynku radiostacji. Esesmani Naujocksa głupieją. Do diabła, kto to? Wreszcie jeden z napastników przystawia mu do piersi pistolet. Ale kierownik Klose nie traci rezonu. Pięknym sierpowym nokautuje grożącego mu bronią faceta i wybiega z budynku. Pędzi do swego domu i już po chwili wydzwania gdzie się tylko da z alarmem, że Polacy napadli na radiostację.
Zaskoczony esesman przed mikrofonem nagle kończy komunikat okrzykiem: "Niech żyje Polska!". Naujocks jest równie zszokowany jak jego podwładni, ale szybko wraca do siebie. Przytomnie zauważa, że przypadkowa interwencja nieznanego Niemca tylko uwiarygodni rzekomo polski napad. Całkiem zadowolony z takiego obrotu sprawy zarządza odwrót.
Z czarnej limuzyny zaparkowanej na polnej drodze z boku budynku radiostacji dwaj gestapowcy po cywilnemu niosą pod ramiona nieprzytomnego Franza Honioka. Podają hasło pilnującym drzwi ludziom Naujocksa i wchodzą do środka. Kładą Honioka na podłodze zaraz za drzwiami wejściowymi.
Naujocks opuszcza budynek jako ostatni. Wychodząc, strzela Honiokowi w głowę.
Zadowoleni napastnicy wracają samochodami do hotelu. Nie zdają sobie sprawy, że ich komunikatu nie retransmitowała radiostacja we Wrocławiu, więc zamiast ćwierci Europy słyszeć go mogli jedynie mieszkańcy okolic Gliwic. A właściwie nawet oni nie mogli słyszeć spreparowanej odezwy, bo w trakcie jej odczytywania nastąpiło zwarcie obwodu z mikrofonem burzowym. W eter poszły tylko pierwsze słowa o polskim napadzie.
Z hotelu rozentuzjazmowany Naujocks natychmiast dzwoni do Berlina, do SS-Gruppenführera Heydricha, który bezskutecznie nasłuchuje w radiu komunikatu napastników z Gliwic.
"Wszystko przebiegło bez zarzutu, Herr Gruppenführer" - melduje Naujocks.
"Pan kłamie! Ja cały czas czekałem!" - ryczy na to wściekły Heydrich.

niedziela, 24 sierpnia 2014

 24 sierpnia

Historycznie i z humorem...8 lat temu miała premiera jednej z lepszych polskich komedii ostatniego dziesięciolecia

http://plakaty.mobster.pl.w.interii.pl/Poranek%20kojota.jpg 

Komedia Olafa Lubaszenki, całkiem niezłego aktora ("Pogranicze w ogniu", "Krótki film o miłości", "Życie Kamila Kuranta"), który talent odziedziczył po ojcu - Edwardzie Linde - Lubaszenko  i niezłego reżysera (poza wspomnianym także jego debiut - "Sztos", a także "Chłopaki nie płaczą", "E=mc²") była jednym z większych hitów polskich kin w 2006 r.  Poniżej parę fragmentów...

instrukcje ochroniarza "Małpy" dla nowych pracowników


smutny koniec  "pana Żabki"


57 lat temu przyszedł na świat jeden z najlepszych angielskich komików - Stephen Fry

 

Pierwsze kroki  na scenie stawiał podczas studiów w Cambridge gdzie występował w Cambridge Footlights; jego patrnerem scenicznym  był tam Hugh Laurie

 

W Polsce popularność przyniósł mu serial komediowy "Czarna Żmija" w którym wcielił się w role lorda Melchetta, księcia Wellingtona i generała Melchetta ( i ponownie spotkał się na planie z Hugh Laurie'm)
http://news.bbc.co.uk/olmedia/1990000/images/_1994291_fry150.jpg      http://application.denofgeek.com/images/m/ba/Duel%20and%20Duality.jpg         http://media-cache-ec0.pinimg.com/236x/7e/97/4f/7e974f26b72fea1e0f69dd59b1495228.jpg


Kolejne propozycje pojawiły się dość szybko i przyniosły uznanie krytyki: cztery serie serialu "A bit of Fry and Laurie" , oraz cztery sezony serialu komediowego "Jeeves and Wooster" traktującego o perypetiach niezgułowatego młodego arystokraty (w tej roli Hugh Laurie) i jego kamerdynera Reginalda Jeevesa, radzącego sobie z  wszystkimi problemami i ratującego swego pana z opresji często bez jego wiedzy (w tej roli Stephen Fry). Jeeves stał się symbolem idealnego służącego, a jego nazwisko stało się w języku angielskim wręcz synonimem pomocnika zdolnego zaradzić każdemu problemowi; notabene wyszukiwarka internetowa ask.com nosiła pierwotnie nazwę... Ask Jeeves :)

                                          

Od połowy lat 90. Fry skupił się bardziej na pracy w filmie. Przez wiele lat Fry ukrywał swoją orientację homoseksualną oraz fakt, iż cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową (do czego przyznał się w 2001 r.) . Kontrowersje wzbudziła jego wypowiedź z 2009 r. dotycząca współudziału Polaków w Holokauście i nieprzypadkowego wybudowania na terenie Polski nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz - Birkenau. Po proteście ze strony władz polskich aktor kilkukrotnie przeprosił za tą wypowiedź. 



wtorek, 12 sierpnia 2014


O kapitanie, mój kapitanie! 


Już nikt nigdy nie przywita się tak jak ty ze słuchaczami...

 

 

Już nikt nigdy tak jak ty nie  zaopiekuje się dziećmi...


Za wcześnie odeszłeś Robinie Williamsie...spoczywaj w pokoju

Robin Williams, fot. Kevin Winter

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

10 sierpnia

 Wczoraj minęła 69 rocznica użycia po raz drugi w historii broni atomowej. Tym razem, w przeciwieństwie do Hiroszimy pierwotny cel ataku okazał się być inny od ostatecznego. O tym dlaczego tak się stało możemy dowiedzieć się z felietonu autorstwa Włodzimierza Kalickiego.

9 VIII 1945.  
Dziura w chmurach
Dochodzi wpół do trzeciej nad ranem. Nad amerykańską bazą lotniczą na wyspie Tinian w archipelagu Marianów na Pacyfiku szaleje tropikalna burza. Błyskawice biją tak często, że mimo ściany deszczu jest zupełnie jasno. Major Charles B. Sweeney daje załodze bombowca strategicznego B-29 zwanego "Bock's Car", od nazwiska jego dowódcy Fredericka Bocka, rozkaz rozgrzania silników. Ta misja bombowca jest tak ważna, że dowodzi nią mjr Sweeney, a nie dowódca samolotu.
Poprzedniego dnia do komory bombowej "Bock's Cara" podniesiono potężnym siłownikiem hydraulicznym 4,5-tonowe stalowe jajo o długości 2 metrów, zakończone pudełkowym statecznikiem ze stalowej blachy. To "Fat Man", Grubas, pierwsza w historii bomba atomowa z plutonu, silniejsza od bomby z uranu zrzuconej przed trzema dniami na Hiroszimę. Nalot na Hiroszimę, zakończony całkowitym zniszczeniem miasta i z pewnością ogromną - choć na razie nieznaną - liczbą ofiar, amerykańskie władze chcą wykorzystać do zmuszenia Japonii do bezwarunkowej kapitulacji. Natychmiast po otrzymaniu potwierdzonej wiadomości o gigantycznym wybuchu nad Hiroszimą Biały Dom przekazał do prasy komunikat, w którym nazwał bombę atomową "największym w historii osiągnięciem zorganizowanej nauki", i zagroził "takim deszczem ruin z powietrza, jakiego na ziemi nigdy nie widziano". Na zajętych przez Amerykanów Marianach nazajutrz po pierwszym ataku atomowym zabrano się do druku 6 milionów ulotek w języku japońskim opisujących skutki wybuchu bomby atomowej i zapowiadających dalsze ataki, jeśli Japonia natychmiast nie skapituluje. Tekst sugeruje Japończykom, by natychmiast zaczęli pisać do swego cesarza petycje z prośbą o zakończenie wojny. Ulotki mają być rozrzucone z samolotów nad 47 japońskimi miastami liczącymi powyżej 100 tys. mieszkańców.
Kłopot jednak w tym, że druk opóźnia się, a w magazynach US Air Force na Marianach brakuje specjalnych bomb T-3 przeznaczonych do rozrzucania ulotek.
Tymczasem Waszyngton i najwyżsi dowódcy wojskowi od dwóch dni naciskają, by kolejną bombę zrzucić jak najszybciej, by w Japonii powstało wrażenie, że amerykańskie magazyny pełne są nowej, straszliwej broni.
Z przyspieszeniem drugiego atomowego nalotu było jednak mnóstwo trudności. Zaplanowano go pierwotnie na 11 sierpnia, ale kpt. William Parsons i fizyk Norman F. Ramsey, którzy od ponad roku brali udział w konstruowaniu podzespołów bomb, a w końcu oddelegowani zostali na Mariany, by kierować ich montażem, przed dwoma dniami poinformowali ppłk. Paula W. Tibbetsa, dowódcę 393. Eskadry Bombowej przeznaczonej do zrzucania bomb atomowych, że termin drugiego zrzucenia bomby da się przesunąć na 10 sierpnia. Tibbets jednak marudził - prognozy pogody przewidują dobrą pogodę nad Japonią do 9 sierpnia, a potem pięciodniowe silne zachmurzenie. Ostatecznie Tibbets postawił na swoim - nalot z użyciem "Fat Mana" przyspieszono.
O włos jednak skończyłby się on kompromitującym niewypałem. Przed dwoma dniami w pośpiechu dokończono montażu bomby i uzbrojenia jej. W nocy z 7 na 8 sierpnia, gdy spoczywała w klimatyzowanym pomieszczeniu montażowym, młodziutki członek zespołu uzbrajającego, podporucznik marynarki Bernard J. O'Keefe jeszcze raz sprawdził kable łączące zainstalowany z przodu zapalnik z czterema radarami do ustalania wysokości lecącej bomby. Przerażony O'Keefe odkrył, że technicy w pośpiechu zamienili kable. Ich powtórna zamiana wymagałaby rozmontowania bomby i oznaczała co najmniej dzień spóźnienia. O'Keefe zaryzykował i wbrew najsurowszym zakazom instrukcji uzbrajania bomby rozlutował tuż przy zapalniku końcówki kabli, zamienił je i powtórnie przylutował.
O 3.47 przeciążony "Fat Manem" i maksymalnym zapasem paliwa B-29 startuje z Tinianu. Cel - arsenał w mieście Kokura na północnym brzegu Kiusiu. Dystans do celu - 2400 km.
Lot jest spokojny, wręcz nudny. Mjr Sweeney włącza automatycznego pilota. Godziny płyną leniwie. Wreszcie widać brzegi Kiusiu. Sweeney odkrywa nieprzyjemną niespodziankę - nie działa pompa obsługująca 2300-litrowy zbiornik paliwa zamontowany w tylnej komorze bombowej. To znaczy, że nie będzie można dłużej kołować nad celem. Niedługo potem - kolejna niemiła niespodzianka. Dwa obserwacyjne B-29, z którymi "Bock's Car" miał się spotkać nad Yakushimą, nie nadleciały. Bombowiec przez godzinę, do 8.50, krąży na wysokości 5200 m nad Yakushimą w oczekiwaniu na meldunki meteo. W dole szaleje szkwał, po skrzydłach B-29 skaczą ognie św. Elma. Wreszcie rozpoznawczy samolot znad Kokury nadaje, że trzecią część nieba zakrywają tam niskie chmury, a pogoda stale się poprawia. Sweeney skręca w kierunku Kokury. Na miejscu okazuje się, że miasto zasłania gęsta mgła pomieszana ze smogiem.
Na niebie wykwitają obłoczki wybuchów pocisków dział przeciwlotniczych.
Sweeney decyduje się natychmiast - lecimy nad cel zapasowy! To Nagasaki.
Paliwa jest tak mało, że "Bock's Car" może przelecieć tylko raz nad Nagasaki, a i tak czeka go na Tinianie lądowanie awaryjne.
O 10.50 zbrojmistrz "Fat Mana" komandor podporucznik marynarki Frederick L. Asworth wyjmuje zielone wtyczki z zapalnika bomby i wkłada w gniazda wtyczki czerwone. "Fat Man" jest ostatecznie uzbrojony.
Nagasaki spowija gęsta otulina chmur. Mjr Sweeney może wartą kilkaset milionów dolarów bombę wyrzucić do morza albo zrzucić niemal na oślep, wedle bardzo nieprecyzyjnych wskazań radaru. Wtedy może ona eksplodować nad polami pod miastem. Zbrojmistrz Asworth nalega, by atakować wedle radaru. B-29 leci nad nieprzeniknioną równiną niskich chmur. Nagle ukazuje się w nich dziura. W dole widać miasto. Bombardier ma tylko 20 sekund, by otworzyć luk bombowy i naprowadzić maszynę nad cel widoczny w szybko zasklepiającej się dziurze w chmurach.
"Fat Man" leci w dół, pozbawiony obciążenia samolot w tej samej chwili podrywa się w górę. O 11.02 bomba eksploduje 500 m nad położoną na zboczu góry dzielnicą Nagasaki.
Uczennica liceum dla dziewcząt Iwanaga Setsuko pracuje w wydziale śrub do torped fabryki broni Mitsubishi. Siedzi na drugim piętrze drewnianego baraku. Gdy słyszy wycie syren przeciwlotniczych, zbiega do prowizorycznego schronu pod pobliską świątynią shinto. Wyraźnie słyszy warkot silników B-29. Za okienkiem schronu rozpala się straszliwy jaskrawożółty błysk. Setsuko rzuca się pod biurko. Świątynia wali się w gruzy, w schronie robi się straszliwie gorąco, w powietrzu latają kawałki desek i metalowych prętów. Przez okno Setsuko widzi młodego robotnika z rozerwanym torsem, który nie wiadomo jakim cudem stoi nieruchomo jak posąg. Gdy wraz z koleżanką wygrzebuje się z zawalonego bunkra, wkracza w morze płonących ruin, poparzonych, zdeformowanych zwłok. Ranni są całkiem otępiali, spalona skóra schodzi z nich wielkimi płatami. Wołania o pomoc mieszają się z rykiem rannych i błaganiem poparzonych o łyk wody.
Na Marianach, w wojskowej drukarni, kończy się druk ulotek ostrzegających Japończyków przed bombami atomowymi. Wedle planu na Nagasaki mają być zrzucone następnego dnia.
https://c2.staticflickr.com/6/5004/5355350819_0056014478_z.jpg
File:Bocks-Car-enlisted-flight-crew.png
http://www.history.com/images/media/slideshow/hiroshima-and-nagasaki/fat-man-atomic-bomb-replica.jpg
File:Atomic bomb 1945 mission map.svg