12 stycznia
Gdyby żył obchodziłby dziś 65 urodziny...jeden z najlepszych polskich wokalistów po 1945 r.
W młodości był świetnie zapowiadającym się ...kajakarzem.
Porzucił jednak sport dla polskiej sceny muzycznej. Zaczynał jako
perkusista w zespole Czarty , a latach 1968–1971 był wokalistą
jazzrockowej grupy Dżamble...mówiono o nim że był najlepszym "czarnym
głosem" w polskiej muzyce rozrywkowej...występował także z grupą Anawa,
znakomitymi polskimi jazzmanami (m.in. Jarosławem Śmietaną, Michałem
Urbaniakiem i Janem Ptaszynem Wróblewskim) ,a od 1980 kontynuował
karierę solo. To wtedy wylansował swoje największe przeboje: "Czarny
Alibaba" z repertuaru Heleny Majdaniec,
"C’est la vie - Paryż z pocztówki", "Byłaś serca biciem", "Bądź moim
natchnieniem", "Siódmy rok", "Baw się lalkami", "Rozmowa z Jędrkiem" –
nagrana wspólnie z Andrzejem Sikorowskim oraz piosenka z repertuaru
Eugeniusza Bodo "Baby, ach te baby" nagrana wspólnie z Ryszardem
Rynkowskim. Jego bliscy przyjaciele do dziś nie mogą pogodzić się z jego śmiercią, przedwczesną i można powiedzieć głupią...10 października 1991 roku Zbigniew Wodecki
właśnie wrócił z trasy. Jest godzina 21. Żeby odreagować, nalewa sobie drinka. Nagle
dzwoni telefon. W słuchawce słyszy głos znajomego, mieszkającego przy
ulicy Włóczków w Krakowie, który mówi, żeby przyjeżdżał, bo przed chwilą
ktoś zastrzelił jego kolegę. Wodecki, nie zważając na wypity alkohol,
wskakuje do samochodu.
W tym samym czasie Andrzej Sikorowski przygotowuje się na przyjęcie gości.
W domu panuje gwar. Zaraz pojawią się biesiadnicy, bo muzyk obchodzi
tego dnia urodziny. Z niecierpliwością spogląda na drzwi, w których ma
pojawić się przyjaciel. Prezent w postaci zacnej butelki Sikorowski
dostał od niego poprzedniego dnia. Dziś będą go degustować.
Zbigniew Wodecki podjeżdża na parking znajdujący się nieopodal
Teatru STU. Wyskakuje z auta i widzi mnóstwo policji. Słyszy sygnał
odjeżdżającej karetki pogotowia. Dostrzega rozciągniętą na ziemi znajomą
sylwetkę. Zapamiętuje dziurę w głowie i czarną, skórzaną kurtkę.
W tym czasie Andrzej Sikorowski odbiera pierwszy telefon z tragiczną
informacją. Osłupiały, bo przecież takie rzeczy się nie zdarzają,
odkłada słuchawkę. Przypadkowo włącza pocztę głosową i słyszy życzenia,
które nagrał mu rano przyjaciel. To, co się stało tego jesiennego
wieczoru znajomym Andrzeja Zauchy do dzisiaj trudno
zrozumieć. Trudno im wyobrazić sobie sytuację jak z amerykańskiego filmu
gangsterskiego, kiedy to po próbie spektaklu znany artysta razem młodą
aktorką Zuzanną Leśniak idzie do swojego samochodu na parkingu na tyłach
teatru Stu, przy zbiegu ulic Syrokomli i Kościuszki. Nagle z ciemności wyłania się postać mężczyzny. To francuski reżyser
Yves Goulais, mąż Zuzanny. Padają strzały. Kobieta usiłuje zasłonić
sobą Andrzeja Załuchę, ale on bezwładnie pada na ziemię. Ona jest ciężko
ranna. Ktoś wzywa karetkę, która odwiezie ją do szpitala. Mimo szybkiej
reanimacji, umrze.
Yves Goulais odda się w ręce policji. Sąd skaże go na 15 lat więzienia.
- Spotkaliśmy się z Andrzejem dwa dni wcześniej. Przyszli z Zuzanną
do Krzysztofa Piaseckiego. Andrzej w pewnym momencie wspomniał, że ten
facet mu grozi. Ale myśmy tego nie potraktowali poważnie. U nas przecież
nikt nie strzela na ulicy. Proponowaliśmy mu wtedy, żeby zgłosił ten
fakt na policji i nie wracał sam do domu. Ale on w końcu postanowił to
zbagatelizować - opowiada Andrzej Sikorowski, dodając, że związek Zauchy
z Zuzanną Leśniak był już wtedy powszechnie znany w Krakowie. Wszyscy w
środowisku wiedzieli, że coś ich łączy.
- Andrzej wcześniej przeżył straszną tragedię, bo zmarła jego żona
Elżbieta. Niełatwo było mu się po tym pozbierać. Został sam z 17-letnią
córką. Zuzi nie układało się z mężem, więc nic dziwnego, że coś do
siebie poczuli. To była bardzo miła dziewczyna, bardzo podobała się
Andrzejowi - twierdzi Zbigniew Wodecki, który mieni się ojcem chrzestnym
kariery Zauchy. Kilka lat wcześniej spotkali się pod Jaszczurami. W tym czasie
wszyscy przychodzili do tego klubu, nie tylko po to, żeby posłuchać
muzyki, ale żeby po prostu pogadać, napić się.
- Ja byłem właśnie po sukcesie piosenki "Chałupy welcome to" i
Andrzej mi trochę tego zazdrościł. Pomogłem mu i poleciłem go Ryszardowi
Poznakowskiemu, który napisał fajny kawałek "Pij mleko". Andrzej go
zaśpiewał i też miał duży przebój. Później przez pięć lat jeździliśmy
razem na chałtury. Kompanem w trasie był takim, że każdemu daj Boże.
Można było z nim do rana gadać, pić, a potem leczyć kaca - wspomina
piosenkarz.
- Bo Andrzej uwielbiał biesiadować - dodaje Andrzej Sikorowski. -
Zdarzało się, że rozstawaliśmy się o dziesiątej wieczór, a o jedenastej
on jeszcze dzwonił, że znalazł coś w lodówce i że w zasadzie mógłby z
tym przyjechać. To było po śmierci Elżbiety, czuł się samotny. Wtedy
tak naprawdę zbliżyliśmy się do siebie. Andrzej ciągnął do ludzi. Został
w końcu sam z Agnieszką, której starał się zrekompensować swoją wieczną
nieobecność. Pamiętam, że jechaliśmy w trasę, a ona zadzwoniła, że ma
stan podgorączkowy. On chciał wracać. Musieliśmy uspokajać te jego
histerie. Dlatego myślę, że związek z Zuzanną miał przyszłość. Ona miała
26 lat. Nie była wiele starsza od Agnieszki, córki Andrzeja. Potrafiła
się z nią świetnie dogadać. Zbigniew Wodecki, choć było mu bardzo ciężko, zastąpił Zauchę w granej w
Teatrze STU "Pastorałce". Agnieszka skończyła ASP i, jak twierdzi
Wodecki, wyrosła na fajną dziewczynę, choć o trochę rogatej - jak tata -
duszy. Yves Goulais opuścił więzienie i wyjechał do Francji.
Andrzej Sikorowski z Krzysztofem Piaseckim po śmierci przyjaciela
zawiesili działalność zespołu "Sami". Nie była już ona możliwa choćby z
tego powodu, że podczas scenicznych programów dwóch Andrzejów śpiewało w
duecie piosenkę "Pamiętasz Jędrek"
http://www.youtube.com/watch?v=rgmIfF_RPa4
Rozmowa z Jędrkiem - Andrzejowi Zausze
Pamiętasz Jędrek taką trasę w CSR
gdy złote piwo wciąż płynęło jak Wełtawa
a każdy z nas piękniejszy był niż walet kier
i na panienki nikt nie musiał nas namawiać
Pamiętasz Jędrek taką trasę w NRD
gdzie po sukcesy nas unosił złoty Robur
a po kieszeniach szeleściły marki dwie
i do zachodu było bliżej niż do wschodu
Pamiętam pamiętam
Za nami warkocz migotliwy wielkich miast
i sal za nami nieogrzanych zimny dotyk
małych porażek które dawno zatarł czas
i niby zwycięstw fetowanych po północy
I chociaż wokół wciąż wybucha nowy bal
I nowe gwiazdy zapalają się w niebiosach
to jednak jakby odrobinę czegoś żal
przez delikatność już nie mówiąc nic o włosach
żal, żal sentymentów się zachciało starszym gościom
ale teraz trzeba będzie przetrwać biedę
aż się zrobi dookoła wielki Eden
a w tym raju my ze swoją publicznością
Poniżej linki do dwóch części filmu wspomnieniowego poświęconego jego pamięci
http://www.youtube.com/watch?v=v551Cplzgas
http://www.youtube.com/watch?v=pUNW7oKQvis