czwartek, 29 sierpnia 2013

28 sierpnia
Wczoraj minęło 50 lat od jednego z najsłynniejszych przemówień w historii USA a być może i świata.

Tak to wydarzenie opisał w swoim felietonie Włodzimierz Kalicki

28 VIII 1963 Miałem sen 

Północ minęła już dawno, ale w skromnym pokoju jednego z tanich waszyngtońskich hoteli światło nie gaśnie. Dr Martin Luther King, 34-letni pastor Kościoła baptystów, charyzmatyczny przywódca amerykańskich Murzynów walczący z segregacją rasową, ślęczy nad tekstem przemówienia. Jego żona, Coretta, leży już w łóżku. Denerwuje się, że straszliwie zmęczony Martin ciągle jeszcze pracuje. O trzeciej nad ranem Coretta zasypia. Dr King uparcie poprawia frazy swego wystąpienia. Za oknem robi się jasno. King ciągle dopisuje, kreśli, wzdycha. To nie to, ciągle nie to, co chciałby powiedzieć. Za parę godzin ma przecież wygłosić najważniejsze przemówienie w swym życiu.
Dr King jest bodaj najbardziej znanym czarnym Amerykaninem. Przed dziewięciu laty Sąd Najwyższy pod przewodnictwem sędziego Charlesa Warrena uznał segregację rasową w szkołach publicznych za niezgodną z konstytucją. Dla amerykańskich Murzynów był to znak, że czas serio walczyć o obywatelskie równouprawnienie. Gdy w Montgomery w stanie Alabama kierowca autobusu polecił czterem Murzynom opuścić miejsca siedzące przeznaczone dla białych, 42-letnia Rosa Parks odmówiła. Na mocy lokalnych przepisów aresztowano ją i skazano na grzywnę. W odpowiedzi tamtejsi przywódcy społeczności murzyńskiej, w tym młodziutki pastor Martin Luther King, wezwali czarnych mieszkańców stanu do bojkotu komunikacji autobusowej. Trwał 382 dni i zakończył się sukcesem - Sąd Najwyższy nakazał zniesienie segregacji w autobusach.
Od tej pory dr King nieustannie organizował pokojowe murzyńskie protesty przeciw segregacji. King zawsze był zwolennikiem biernego oporu, zawsze powtarzał: "Nie będziemy uciekać się do przemocy. Nie będziemy poniżać się nienawiścią".
Prezydent John F. Kennedy popiera walkę o pełne równouprawnienie czarnych obywateli. Wraz ze swoim bratem Robertem, prokuratorem generalnym, forsuje ustawodawstwo zrównujące prawa czarnych. Ale w praktyce ciągle mają oni gorszą pracę, gorsze mieszkania, gorsze wykształcenie. Zwolennicy segregacji rasowej, jak mogą, utrudniają emancypację kolorowych. Przywódcy murzyńscy postanowili więc zorganizować wielki marsz na Waszyngton 100 tysięcy przeciwników segregacji, by zamanifestować potęgę ruchu, wesprzeć projekty legislacyjne prezydenta i wymusić wprowadzanie ich w życie.
Marsz na Waszyngton ma być w istocie marszem przez Waszyngton, spod pomnika Waszyngtona pod pomnik Lincolna. To raptem kilometr. Wieczorem, po zakończeniu manifestacji, liderów ruchu przyjąć ma w Białym Domu prezydent Kennedy.
Corettę King budzi późnym rankiem stukot maszyny do pisania w sąsiednim pokoju. Martin wygląda okropnie po nieprzespanej nocy. Patrzy przez okno na tłum przed hotelem. Po śniadaniu włączają telewizor. Wieści są niedobre. Reporterzy donoszą, że pod obeliskiem Waszyngtona zebrało się bardzo mało ludzi. Gdy wychodzą z pokoju, telewizja donosi o 25 tysiącach manifestantów. Państwo King są przybici. Klapa marszu może oznaczać dotkliwą porażkę ruchu antysegregacyjnego. Prawica nieustannie wszak trąbi, że przeciw segregacji występuje tylko garstka komunistycznych agentów.
Coretta i Martin dochodzą do deptaku przed monumentem Waszyngtona. Pierwszy raz tego dnia uśmiechają się. W obu miejscach zbiórek uczestników marszu, na trawniku pod obeliskiem Waszyngtona i na tzw. elipsie, rozległym placu z tyłu Białego Domu, kłębią się tłumy. Przez noc przyjeżdżały pociągami i autobusami grupy z całych Stanów. King szacuje, że zjawiło się ćwierć miliona osób, ale naprawdę było ich niecałe 200 tysięcy.
To ogromny, nieoczekiwany sukces. Zmęczonych, stojących już wiele godzin manifestantów rozgrzewają czarne gwiazdy estrady: Marian Ander, Ella Fitzgerald. Ponad 100 tysięcy gardeł śpiewa pieśń "Zwyciężymy", nieoficjalny hymn ruchu antysegregacyjnego. Panuje atmosfera wielkiego pikniku, ale kapitanowie grup utrzymują wzorowy porządek. Państwo King zauważają z zadowoleniem, że przyszło bardzo dużo białych popierających równouprawnienie - na oko mniej więcej co czwarty, piąty uczestnik marszu. Inicjatywę ruchu murzyńskiego poparło wiele organizacji protestanckich, katolickich, żydowskich i część central związkowych.
Jednak na pięć minut przed dwunastą organizatorzy tracą kontrolę nad uczestnikami marszu. Nagle dziesiątki tysięcy ludzi ruszają spod pomnika Waszyngtona dwiema zaplanowanymi, równoległymi trasami - aleją Konstytucji i aleją Niepodległości - pod odległy o 800 m pomnik Abrahama Lincolna. Liderzy, w tym i dr King, którzy starannie zaplanowali swój uroczysty przemarsz na czele rzeki ludzi, pośpiesznie włączają się gdzieś w połowie pochodu.
Dziesiątki tysięcy mężczyzn, Murzynów i białych, w garniturach, białych koszulach i ciemnych krawatach, robi imponujące wrażenie. Nad idącymi - las niewielkich tablic z napisami wzywającymi do równouprawnienia czarnych Amerykanów.
Marsz jest legalny, choć zdobycie zezwolenia nie było proste. Organizatorzy i władze obawiają się incydentów, nawet starć ze zwolennikami segregacji. Wszędzie widać policjantów ubezpieczających uczestników. Władze zmobilizowały ich niemal 2 tysiące, ponad tysiąc ściągnęły z Nowego Jorku. W stan pogotowia postawiono 2 tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej i dwa razy tyle żołnierzy regularnej armii. W nocy 30 helikopterów przerzucało do Waszyngtonu specjalną jednostkę przeciwpartyzancką z Fort Bragg w Północnej Karolinie.
O 13.00 pod pomnikiem Lincolna zaczyna się wielogodzinny festiwal przemówień polityków i występów artystów popierających równouprawnienie czarnych. Przyszło dziś wiele sław filmu i estrady. Są Joseph L. Mankiewicz, Marlon Brando, Paul Newman, Charlton Heston, Harry Belafonte, Judy Garland. Burt Lancaster na jeden dzień przerwał zdjęcia do filmu we Francji i przyleciał do Waszyngtonu. Josephine Baker przywdziała mundur wojskowy, na piersi ma medale - to wspomnienie jej pracy w pomocniczej służbie kobiet w czasie wojny światowej. Śpiewają artyści młodzi, ale obiecujący: Bob Dylan, Joan Baez.
Wreszcie jeden z organizatorów, murzyński działacz związkowy Philip Randolph, zapowiada Martina Luthera Kinga. Nazywa go moralnym przywódcą narodu. King przeczekuje burzę oklasków i zaczyna wygłaszać napisane w nocy przemówienie. Jest bardzo zmęczony, głos ma zduszony, ochrypły. Gdy dochodzi do części, w której domaga się wolności zaraz i pracy zaraz, ogromny tłum podchwytuje rytm tych słów i skanduje je. Uskrzydla to nagle Kinga. Odrzuca tekst i mówi spontanicznie: "Miałem sen, iż pewnego dnia ten naród powstanie, aby żyć wedle prawdziwego znaczenia swego credo: uważamy za prawdę oczywistą, że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi.
Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie dawnych niewolników i synowie dawnych właścicieli niewolników będą mogli zasiąść razem przy braterskim stole.
Miałem sen, iż pewnego dnia moich czworo dzieci będzie żyło wśród narodu, w którym ludzi nie osądza się na podstawie koloru ich skóry, ale na podstawie tego, jacy są".
Gdy kończy, nad 200-tysięcznym morzem głów zalega cisza.

45 lat później pastor King mógł się uśmiechnąć w zaświatach

wtorek, 20 sierpnia 2013

20 sierpnia
45 lat temu o północy w radiostacjach polskich oddziałów wojskowych skoncentrowanych nad granicą z Czechosłowacją rozległa się ta melodia


Był to sygnał do rozpoczęcia operacji "Dunaj" - interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji http://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_Dunaj. Wielki Brat" z Moskwy po raz kolejny pokazał że z jego uścisku nikt nie wyrwie się bez jego zgody. "Praską wiosnę" władze krajów demokracji ludowej uznały za kontrrewolucję http://pl.wikipedia.org/wiki/Praska_wiosna. Kiedy upomnienia z ich strony nie pomogły postanowiono użyć siły. Jaki przebieg miały pierwsze godziny tych dramatycznych wydarzeń można przeczytać w poniższym felietonie pióra Włodzimierza Kalickiego.



21 VIII 1968
Bratnia pomoc
20 minut przed północą 20 sierpnia gen. Florian Siwicki otrzymuje ze sztabu sowieckiego marszałka Iwana Jakubowskiego zgodę: może polskiej 2. Armii wydać rozkaz przekroczenia granicy z Czechosłowacją. 10 minut później ze strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza w Lubawce wychodzi 9 polskich komandosów z Samodzielnego Batalionu Szturmowego. Jako pierwsi polscy żołnierze wkraczają na terytorium Czechosłowacji. Skradają się w kierunku czeskiej strażnicy. Teren znają dobrze - dwa dni wcześniej dowodzący grupą szturmową por. Wróbel przeprowadził misję rozpoznawczą. Przebrany w mundur szeregowego udawał brata dowódcy strażnicy WOP w Lubawce. Obaj poszli do czeskich kolegów pograniczników na piwo. Szef polskiej strażnicy powiedział im, że brat dostał urlop w swojej jednostce i wpadł na parę dni. Czesi niczego nie podejrzewali, byli bardzo serdeczni - poczęstowali, oprowadzili po swojej placówce.
Polscy komandosi wbiegają do głównego pomieszczenia czeskiej strażnicy. Nikogo nie ma, światło zgaszone. Przez chwilę myślą, że to zasadzka, ale nikt nie strzela. W sąsiednim pomieszczeniu słyszą kogoś. Por. Wróbel puka. Otwiera czeski pogranicznik. Polacy wpadają do pokoju, biorą czeskich kolegów pod lufy. Zaszokowani Czesi odkładają broń. Plutonowy Chojnacki wywala drzwi od łazienki i aresztuje w kąpieli dowódcę strażnicy. Napastnicy nadają przez radio sygnał, że granica jest otwarta. Skoty i czołgi z białymi pasami wymalowanymi na burtach wapnem, z numerami taktycznymi zasłoniętymi brezentem, przetaczają się z chrzęstem obok czeskiej strażnicy. Długa kolumna wozów bojowych rusza na Hradec Kralove.
Polska armia wespół z oddziałami bułgarskimi, węgierskimi i NRD (choć jednostki wschodnioniemieckie nie przekraczają granicy) wspiera sowiecką interwencję mającą spacyfikować odwilż w Czechosłowacji.
W Pradze destalinizacja zaczęła się późno, właściwie dopiero na początku tego roku. Wybrane w styczniu nowe kierownictwo partii z Aleksandrem Dubczekiem na czele zapoczątkowało reformy gospodarcze i polityczną liberalizację. Wkrótce gorączka odnowy ogarnęła znaczną część społeczeństwa. Praska Wiosna, ze słynnym manifestem "2000 słów", ze zniesieniem cenzury, z tworzącymi się nowymi partiami politycznymi, dla Moskwy oznaczała utratę kontroli nad CSRS.
Kreml zdecydował się dokonać inwazji dzisiejszej nocy, by uprzedzić rozpoczęcie obrad XIV Nadzwyczajnego Zjazdu KPCz. Zjazd najpewniej uprawomocniłby demokratyzację partii i politycznie utrudnił zbrojną interwencję. Moskwa potrzebowała tylko pretekstu, który na arenie międzynarodowej usprawiedliwiłby inwazję.
Dostała go przed trzema tygodniami, podczas spotkania kierownictw sześciu partii komunistycznych w Bratysławie. Podczas redagowania wspólnego oświadczenia po długich sporach Rosjanie przeforsowali zdanie: "Poparcie, ochrona i umocnienie zdobyczy, które narody osiągnęły dzięki swym bohaterskim wysiłkom, ofiarnej pracy ludu każdego kraju, stanowią wspólny internacjonalistyczny obowiązek wszystkich krajów socjalistycznych". Dla gospodarzy była to tylko mętna, rytualna nowomowa. Dla Kremla - jak się miało okazać - formalna, choć wstępna, zgoda kierownictwa czeskiego na wojskową interwencję.
Jeszcze ważniejszy pretekst sowieccy goście dostali w ubikacji Starego Ratusza w Bratysławie. Vasil Bilak potajemnie, nad pisuarem, przekazał Piotrowi Szelestowi list stalinowskiej grupy we władzach KPCz do kierownictwa sowieckiego z prośbą o "internacjonalistyczną pomoc".
Z inspiracji Kremla promoskiewska grupa w Prezydium KC KPCz zamierzała przeforsować wieczorem 20 sierpnia, tuż przed inwazją, odezwę władz czeskiej partii wzywającą ZSRR do udzielenia pomocy wojskowej. Ale stalinowscy spiskowcy działali bez głowy. Zapomnieli, że między czasem moskiewskim, wedle którego działali najeźdźcy, a czasem praskim są dwie godziny różnicy, i na dodatek dali się wciągnąć w dyskusję na temat materiałów na zjazd KPCz. Gdy rosyjscy komandosi o 23.00 znienacka opanowali praskie lotnisko w Rużynie, na którym zaraz zaczęły lądować ciężkie samoloty transportowe AN-12 z sowiecką piechotą, lekkimi czołgami i transporterami, spiskowcy ciągle jeszcze nie zdołali dojść do głosu.
20 minut przed północą prezydium KC KPCz dowiedziało się o wylądowaniu sowieckich spadochroniarzy. W tej sytuacji staliniści nie mieli szans - prezydium KC wydało odezwę potępiającą interwencję. Społeczeństwo, armię i organy bezpieczeństwa wezwano w odezwie do niestawiania czynnego oporu.
O północy w eterze rozlega się melodia "Po ten kwiat czerwony". Rozpoczyna się operacja "Dunaj" - polskie 10. i 11. dywizje pancerne przekraczają granicę Czechosłowacji. Do interwencji skierowano w sumie 26 tys. polskich żołnierzy. Sowieckie siły inwazyjne liczą łącznie niemal 600 tys. Polacy zajmować mają część Czech północno-zachodnich. Po drodze mają rozbrajać czeskie oddziały.
W ślad za czołgami do akcji wkraczają wopiści. Opanowują i rozbrajają 14 czeskich strażnic granicznych. Dowódca strażnicy w Mezimesti oświadcza Polakom, że postępują jak Niemcy w 1939 roku, ale składa broń.
Tuż za granicą, niedaleko Mezimesti, na wąskim mostku nad wąwozem czeski policjant przebiega przed czołgiem z 42. pułku. Kierowca przyhamowuje, czołg rozbija barierkę i spada z mostu. Dowódca kpr. Kucharczyk ginie zmiażdżony, reszta załogi jest ranna.
O drugiej w nocy Radio Praga nadaje odezwę KC KPCz wzywającą do niestawiania oporu. Nasłuch WP nagrywa ten komunikat o 2.15. W tej sytuacji o wpół do trzeciej w nocy gen. Siwicki zakazuje rozbrajania wojsk czechosłowackich.
Czesi są zaskoczeni inwazją. Nieliczni cywile nie rozumieją, co się dzieje, przyjaźnie machają do wozów bojowych przetaczających się nocą przez miasteczka.
W Pradze o 4 nad ranem sowieccy spadochroniarze 11. dywizji leningradzkiej docierają do budynku KC. KGB odkrył tajne wyjście z gmachu KC i kierownictwo czeskiej partii jest osaczone. Promoskiewscy funkcjonariusze bezpieki aresztują Dubczeka i innych członków władz KPCz.
O 5.40 na fali 220 m odzywa się nieznana dotąd radiostacja Wełtawa i ogłasza komunikat TASS w języku czeskim i słowackim o zwróceniu się władz czechosłowackich do pięciu państwa Układu Warszawskiego o udzielenie pomocy wojskowej. To operacja KGB. Rzekoma Wełtawa nadaje z terytorium NRD.
O 6 rano polskie czołgi są już ponad 60 km w głębi CSRS. Tempo marszu spada. Zaalarmowana komunikatami radiowymi ludność wychodzi na drogi i blokuje je. Cywilne ciężarówki i traktory wjeżdżają w środek kolumn wojska i spowalniają marsz. W górach Czesi ścinają drzewa i staczają głazy na wąskie drogi. Obok szos układają stosy opon i podpalają je. Uniemożliwia to ruch cystern z paliwem. Najdotkliwsze jest jednak nieustanne przekręcanie drogowskazów, zrywanie tablic z nazwami miejscowości. Teraz mści się obsesja tajności - polscy dowódcy niższego szczebla nie otrzymali przed operacją map z naniesionymi marszrutami, lecz jedynie karteczki z nazwami miejscowości na trasie przemarszu.


Wieczorem Czechosłowacja jest zajęta przez wojska interwentów. Armia CSRS nie podejmuje obrony. Coraz mocniejszy jest za to spontaniczny ruch oporu ludności cywilnej. Nie poddaje się też czeska partia komunistyczna. Do Pragi zjeżdżają setki delegatów na nad-zwyczajny, konspiracyjny XIV zjazd KPCz.

czwartek, 15 sierpnia 2013





 15 sierpnia - notka rocznicowa



UDAŁO SIĘ !!!

Niech spoczywają w pokoju wszyscy polegli w tych dniach sierpniowych 1920 r.
Także ci polegli na Górnym Śląsku...bo mało kto pamięta że tam również w tych dniach lała się polska krew.




środa, 7 sierpnia 2013

7 sierpnia
Notka niehistoryczna - kulturalna
Dziś przypadają kolejne rocznice śmierci wybitnych postaci polskiej kultury
W 1985 r zmarł Mateusz Święcicki - jeden z ojców polskiej muzyki rozrywkowej.


Był pierwszym szefem muzycznym Programu III Polskiego Radia, twórcą audycji "Mój magnetofon", która    funkcjonuje do dziś. jako "Muzyczna Poczta UKF". Zasłynął jako autor muzyki do ponad 200 piosenek. Poniżej chyba dwie najsłynniejsze z nich:

"Pod papugami" w wykonaniu  Czesława Niemena (tu fragment tego utworu)
https://www.youtube.com/watch?v=i-7NVnLLeRw

"Jedziemy autostopem" w wykonaniu Karin Stanek


W 1991 r. odeszła Kalina Jędrusik - znakomita aktorka teatralna, filmowa i kabaretowa.
http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/111707 . Do legendy przeszła jej kreacja Lucy Zuckerowej w ekranizacji "Ziemi obiecanej" Władysława Reymonta, czy wykonanie w Kabarecie Starszych Panów jej najsłynniejszej piosenki...


Zabiła ją jej wielka miłość  - koty. Była ich wielką miłośniczką i zmarła na atak astmy spowodowany uczuleniem na kocią sierść. Poniżej film dokumentalny jej poświęcony.

  

Rok później sztuka polska poniosła kolejną wielką stratę. 
Zwalista sylwetka i tubalny głos predysponowały go do grania ról ludzi silnych, mocnych, na kierowniczych stanowiskach - władców, prezesów. Odszedł Mariusz Dmochowski - niezapomniany hetman i król Jan Sobieski w serialach "Czarne Chmury" i "Przygody Pana Michała", filmach "Pan Wołodyjowski i "Ojciec królowej" , król August II w filmie "Hrabina Cosel", Wokulski w "Lalce" Wojciecha Hasa, Terkowski w "Karierze Nikodema Dyzmy" (od incydentu z jego udziałem zaczęła się tytułowa kariera), prezes Koniuszko w "Zmiennikach", generał w "CK Dezerterach" czy prezes Kmita w "Piłkarskim pokerze". Ponizej fragmenty jego kreacji:

 - fragmenty "Zmienników" Stanisława Barei (od 3,53)


- inspekcja generała w "CK Dezerterach"



- jak August II w "Hrabinie Cosel" (oprócz niego w tym fragmencie także inne gwiazdy polskiego kina - jako Karol XII młody Daniel Olbrychski, jako Furstenberg - Stanisław Milski, jako Schulenburg - Władysław Hańcza)


PS: dziś o 21 w TVP 2 "Piłkarski poker" ze znakomitą rolą Mariusza Dmochowskiego jako prezesa Kmity. A ponadto Janusz Gajos, Jan Englert, Henryk Bista, Mariusz Benoit, Małgorzata Pieczyńska, Adrianna Biedrzyńska...naprawdę warto. A gdyby ktoś nie miał czasu to można tu.