poniedziałek, 23 maja 2016
niedziela, 22 maja 2016
22 maja
73 lata temu w Warszawie miała miejsce jedna z najniezwyklejszych akcji w historii europejskiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. Młody żołnierz Armii Krajowej wiedząc iż jest nieuleczalnie chory postanawia polec z bronią w ręku zabiwszy przedtem w zamachu tylu Niemców ilu zdoła. Więcej o tej niezwykłej akcji w znakomitym artykule Biszopa
73 lata temu w Warszawie miała miejsce jedna z najniezwyklejszych akcji w historii europejskiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. Młody żołnierz Armii Krajowej wiedząc iż jest nieuleczalnie chory postanawia polec z bronią w ręku zabiwszy przedtem w zamachu tylu Niemców ilu zdoła. Więcej o tej niezwykłej akcji w znakomitym artykule Biszopa
wtorek, 3 maja 2016
3 maja
95 lat temu wybuchło III powstanie śląskie . A rozpoczęło się...no właśnie...podczas operacji "Overlord" w nocy 5/6 czerwca 1944 r. brytyjscy spadochroniarze mieli utrzymać ważny strategicznie most Pegaz. Natomiast 23 lata wcześniej akcja "Mosty" miała polegać na czymś wprost przeciwnym. Tak przedstawił to w swym felietonie Włodzimierz Kalicki
95 lat temu wybuchło III powstanie śląskie . A rozpoczęło się...no właśnie...podczas operacji "Overlord" w nocy 5/6 czerwca 1944 r. brytyjscy spadochroniarze mieli utrzymać ważny strategicznie most Pegaz. Natomiast 23 lata wcześniej akcja "Mosty" miała polegać na czymś wprost przeciwnym. Tak przedstawił to w swym felietonie Włodzimierz Kalicki
2
V 1921
Wojtek,
powiedz b!
O
świcie strajk paraliżuje Górny Śląsk. Stoją wszystkie zakłady
przemysłowe. Uchwałę o strajku i o rozpoczęciu w nocy trzeciego
już powstania śląskiego podjęto przedwczoraj na tajnym zebraniu
przedstawicieli polskich ugrupowań politycznych, związków
zawodowych i dowództwa konspiracji wojskowej. Wojciech Korfanty,
polski komisarz plebiscytowy i niekwestionowany przywódca śląskich
Polaków, potajemnie dowiedział się tego dnia, że Komisja
Międzysojusznicza nadzorująca plebiscyt postanowiła przydzielić
większość spornych terenów Niemcom.
Wyją
fabryczne syreny, biją dzwony kościelne. Polscy Ślązacy wyrywają
sobie z rąk wczorajszy numer "Gońca Śląskiego", organu
prasowego Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Z wściekłością
komentują informację gazety o uchwale przemysłowców niemieckich,
którzy jakoby postanowili, że w wypadku przyznania Polsce Górnego
Śląska zniszczą tam wszystkie fabryki i kopalnie.
Choć
polityczna decyzja o rozpoczęciu powstania zapadła na
przedwczorajszym zebraniu kierownictw konspiracji cywilnej i
wojskowej, choć zaprzysiężeni powstańcy od ponad 20 godzin
wydobywają ze skrytek broń i potajemnie przenoszą ją w rejony
koncentracji oddziałów uderzeniowych, to jednak formalny rozkaz o
rozpoczęciu walki zbrojnej podpisać musi Wojciech Korfanty. Późnym
rankiem podpułkownik Maciej hr. Mielżyński, naczelny dowódca
konspiracji wojskowej na Śląsku, wychodzi ze swego gabinetu w
ponurym gmachu bytomskiego hotelu Lomnitz. W hotelu mieści się
kwatera główna polskiego Dowództwa Obrony Plebiscytu, rezydują tu
polscy politycy. Ppłk Mielżyński niesie teczkę z najważniejszym
w jego wieloletniej karierze wojskowej dokumentem - rozkazem
rozpoczęcia powstania. Za pułkownikiem idą szef powstańczego
sztabu major Stanisław Rostworowski i pierwszy oficer operacyjny
por. Remigiusz hr. Grocholski.
Ppłk
Mielżyński w asyście oficerów wchodzi do obszernego gabinetu
Wojciecha Korfantego. Prócz gospodarza zastaje tam jednego z
przyjaciół i najbliższych współpracowników Korfantego, adwokata
Konstantego Wolnego. Przez dłuższą chwilę panowie rozważają,
jak po wybuchu walk zmieni się sytuacja polityczna. Wreszcie ppłk
Mielżyński otwiera teczkę i podaje tekst rozkazu do podpisu. Ale
ciężar odpowiedzialności nieoczekiwanie paraliżuje Korfantego. Z
piórem w ręku zastyga nad kartką papieru. Zaskoczony ppłk
Mielżyński, który świetnie wie, że nie ma już odwrotu, poleca
mjr. Rostworowskiemu i por. Grocholskiemu złożyć szczegółowy
raport o przygotowaniach do walki. Korfanty nadal wpatruje się jak
sparaliżowany w kartkę z rozkazem. Nieznośną ciszę przerywa
Konstanty Wolny: "Wojtek, skoro powiedziałeś a, powiedz też i
b!".
Korfanty
składa podpis. Godzinę później depeszuje do premiera Wincentego
Witosa: "Wobec stanu rzeczy i olbrzymiego rozgoryczenia ludu nie
jestem zdolny spełniać więcej naczelnego mego zadania, a
mianowicie utrzymania ładu i porządku na terenie plebiscytowym. Z
tej przyczyny niniejszym składam urząd komisarza plebiscytowego,
podkreślając, że wszelkie usiłowania w kierunku cofnięcia mego
postanowienia pozostaną bez skutku". Składając dymisję z
urzędu autoryzowanego przez Warszawę, Korfanty politycznie
asekuruje władze Rzeczpospolitej.
Ale
polski rząd za wszelką cenę chce uniknąć zbrojnej konfrontacji.
Politycy i wojskowi uważają, że powstanie jest słabo
przygotowane, a rozpoczęcie walk grozi interwencją armii
niemieckiej.
Telefon
z Warszawy do hotelu Lomnitz. Premier Wincenty Witos przekazuje
Korfantemu oficjalne stanowisko zajęte przez rząd na dzisiejszym
tajnym posiedzeniu: "Rząd kategorycznie sprzeciwił się
rozpoczęciu powstania". Korfanty, który chwilę wahań nad
kartką z rozkazem ma już za sobą, twardo odpowiada premierowi, że
powstania odwołać już nie można. Nie wzrusza go nawet argument
Witosa, że przeciwny walce jest także naczelnik państwa Józef
Piłsudski.
Tuż
przed godziną 19 Korfanty jeszcze raz depeszuje do Witosa.
Przekazuje pomyślną informację, że głównodowodzący wojsk
międzysojuszniczych na Śląsku Francuz gen. Gratier najwyraźniej
nie ma nic przeciw zbrojnej akcji Polaków. Prócz tego Korfanty
prosi o potwierdzenie dymisji ze stanowiska komisarza plebiscytowego.
Telegram
Korfantego ląduje na stole, przy którym radzą ministrowie. Co rusz
wybuchają spory i kłótnie. Reprezentujący Narodową Partię
Robotniczą Jan Jankowski domaga się poparcia przez rząd akcji
zbrojnej na Śląsku, ale ministrowie ostatecznie podejmują uchwałę
wzywającą Korfantego do zapobieżenia powstaniu. Premier Witos
wychodzi do swego gabinetu i dzwoni do Korfantego. "Jestem
niewolnikiem wypadków" - słyszy od niego. Witos wraca na salę
obrad rządu. W tej sytuacji ministrowie przegłosowują podjęcie
akcji dyplomatycznej wspierającej powstanie.
A
powstańcy już się zbierają. Przychodzą z nimi niezaprzysiężeni
Ślązacy, domagają się broni. Za trzy, cztery godziny ruszą do
walki, ale w wielu tajnych punktach koncentracji atmosfera przypomina
niedzielne pikniki. Ochotnicy palą ogniska, śpiewają piosenki.
Oficerowie z trudem zaprowadzają wojskowy porządek.
W
tym czasie kilkusosobowe grupy dywersyjne Dowództwa Oddziałów
Destrukcyjnych polskiej konspiracji rozpoczynają akcję "Mosty".
Od jej powodzenia zależy przyszłość powstania. Chodzi o
zniszczenie mostów na Odrze i odcięcie w ten sposób sił
niemieckich na prawym brzegu od dostaw i wsparcia z głębi Niemiec.
Kluczowe znaczenie ma liczący 200 metrów długości most w
Szczepanowicach pod Opolem. Dowództwo akcji w Szczepanowicach
obejmuje osobiście szef Oddziałów Destrukcyjnych kpt. Tadeusz
Puszczyński "Wawelberg".
Po zmroku spod klepiska w stodołach Damboniów i Biasów dywersanci wydobywają lonty, spłonki i 320 kg silnego materiału wybuchowego - melinitu. Dosyć, by wysadzić dwa granitowe, grube na trzy metry filary mostu. Ale
saper Wiktor Wiechaczek nieoczekiwanie odkrywa, że kilkumetrowej
długości wolnopalny lont Bickforda prawie cały zamókł. Co robić?
Na dwa ładunki lontu nie wystarczy. "Wawelberg" decyduje,
że trzeba wysadzić choć jeden filar, za to porządnie, za pomocą
całych 320 kg melinitu. Ale jak? Eksplozja tak wielkiej ilości
melinitu zainicjowana pojedynczym detonatorem może rozrzucić minę,
zanim zostanie zdetonowana całość materiału wybuchowego. A wtedy
skończy się nie na powaleniu przęsła, lecz na efektownym, ale
nieszkodliwym fajerwerku. Wiechaczek, były saper armii niemieckiej,
od ręki konstruuje w stodole specjalny detonator. Do blaszanej
puszki wkłada cały zapas kilkuset spłonek z piorunianem rtęci i
dopycha jeszcze 10 kg melinitu. Powinno zadziałać. Jest tylko jeden
kłopot - nawet najlżejszy wstrząs spowoduje wybuch spłonek i
detonatora.
Oddział
"Wawelberga" w ciemnościach skrada się w stronę mostu.
Każdy modli się, by niosący detonator Wiechaczek nie potknął się
albo nie kichnął. Kwadrans przed północą dywersanci minują
środkowy filar mostu. Mocują na nim 50-kilogramowe skrzynki z
melinitem, a pośrodku Wiechaczkową puszkę z piorunianem rtęci.Gdy
Wiechaczek w ciemnościach kończy mocować suchy odcinek lontu, na
biurku dowódcy wojsk powstańczych płk. Mielżyńskiego dzwoni
telefon. Z Warszawy. Płk Bogusław Miedziński na polecenie szefa
sztabu generalnego gen. Władysława Sikorskiego próbuje wymusić
odwołanie powstania.
"Powstania
zbrojnego nie jestem w stanie powstrzymać" - odpowiada ppłk
Mielżyński.
Pod
mostem w Szczepanowicach Wiechaczek podpala lont. W tym momencie
patrol strzegący mostu podnosi alarm. Polacy odskakują w chaszcze.
Chwila oczekiwania i - nic. Cisza. "Wawelberg" wraz z
Wiechaczkiem i 18-letnim górnikiem Hermanem Jurzycą, uczestnikiem
obu poprzednich powstań, wracają pod filar. Pół metra od
detonatora zgasł lont. "Wawelberg" i Wiechaczek wycofują
się, Jurzyca podpala niedopałek lontu jeszcze raz i zmyka co sił.
Potężny wybuch. Wielkie przęsło majestatycznie wali się na
ziemię.
Subskrybuj:
Posty (Atom)